Tysiące ludzi wyszły w sobotę na ulice Londynu, by domagać się od konserwatywnego rządu zakończenia polityki oszczędności, a także żądać dymisji premiera Davida Camerona w związku z jego powiązaniami z aferą "Panama Papers" - pisze BBC na stronie internetowej.
Według dziennika "The Independent" w proteście, który ruszył spod University College of London na plac Trafalgar, udział wzięło ponad 150 tys. ludzi.
"Marsz na rzecz zdrowia, domów, pracy i oświaty" został zorganizowany przez grupę działaczy ruchu People's Assembly (Zgromadzenie Ludowe) przy wsparciu związków zawodowych i licznych organizacji obywatelskich. Demonstranci wysunęli główne żądania, w tym zakończenia cięć w publicznej służbie zdrowia i wycofania się rządu z jej rzekomej prywatyzacji, wprowadzenia regulowanych czynszów, wycofania się z opłat za studia i "urynkowienia systemu oświaty".
Jak pisze Reuters, mimo poważnych postulatów protest odbywał się w "buntowniczej, lecz pogodnej" atmosferze. Wiele osób zabrało ze sobą dzieci, uczestniczący w demonstracji związek zawodowy strażaków kierował wozem strażackim, z którego puszczano muzykę disco. Wśród wznoszonych haseł były: "Torysi precz, zapraszamy uchodźców", "Precz z paskudnym Dave'em (Cameronem)", "Cięcia w wojnie, nie w świadczeniach".
W demonstracji wzięło udział kilkoro polityków ugrupowań opozycyjnych, zarówno parlamentarnych, jak i pozaparlamentarnych. Laburzystowski minister skarbu w gabinecie cieni John McDonnel mówił m.in., że jego partia skończy z polityką oszczędności, nie dopuści do sprywatyzowania służby zdrowia i będzie walczyć ze zjawiskiem bezdomności.
Konserwatywny rząd twierdzi, że oszczędności zaplanowane do 2020 roku to klucz do zredukowania deficytu budżetowego, który pozwoli na priorytetowe traktowanie szkolnictwa, publicznej służby zdrowia i bezpieczeństwa narodowego.
(j.)