Tajna misja szefa NATO, jak media określiły wizytę Marka Ruttego na Florydzie i rozmowy z Donaldem Trumpem, dobiegła końca. Nie wiadomo, jaki będzie jej efekt, ale kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego mogą mieć nadzieję na pozytywny skutek rozmów, bo w polityce międzynarodowej Holender ma opinię opanowanego i sprawnego negocjatora.

Dla Marka Rutte było to pierwsze spotkanie z Donaldem Trumpem w nowej roli - sekretarza generalnego Sojuszu Północnoatlantyckiego. Holender, jeszcze jako szef rządu swojego kraju, rozmawiał z amerykańskim politykiem bardzo często. Mało tego - w 2019 r. republikanin powiedział, że on i Rutte zostali przyjaciółmi.

Rzeczniczka Sojuszu Północnoatlantyckiego Farah Dakhlallah poinformowała w sobotę rano, że obaj politycy omówili szereg zagadnień związanych z bezpieczeństwem globalnym, które dotyczą NATO. Nie podała jednak żadnych dalszych szczegółów.

Według doniesień medialnych, głównymi tematami rozmowy, do której doszło w rezydencji prezydenta elekta Mar-a-Lago na Florydzie, były rosyjska inwazja na Ukrainę i wzrost wydatków NATO na obronność.

Agencja dpa przypomniała, że Trump deklarował podczas kampanii wyborczej, iż może zakończyć rosyjską agresję w ciągu 24 godzin i żądał, aby w przyszłości wszyscy sojusznicy przekazywali 3 proc. PKB na obronność. Obecnie tylko cztery z 32 państw NATO, oprócz USA, osiągają taki wynik.

Po zwycięstwie wyborczym Trumpa Rutte oświadczył, że "dzięki NATO Stany Zjednoczone mają 31 przyjaciół i sojuszników, którzy mogą pomóc w realizacji interesów USA i amerykańskiej potęgi oraz wzmocnić bezpieczeństwo Amerykanów".

Opanowany i sprawny negocjator

W polityce międzynarodowej Mark Rutte ma opinię opanowanego i sprawnego negocjatora.

W 2018 roku zyskał przydomek "zaklinacza Donalda Trumpa", gdy podczas jednego ze spotkań szefów państw NATO w Brukseli Trump, będąc wówczas prezydentem USA, zarzucił sojusznikom niewystarczające wydatki na obronność i zaczął straszyć wyjściem Ameryki z NATO, Holender miał rozładować atmosferę, mówiąc, że nakłady te wzrosły właśnie dzięki naciskom republikanina.

Amerykański polityk miał być wówczas zachwycony szefem holenderskiego rządu i chwalić "wspaniały czas" spędzony w Brukseli.

Holendrowi dobrze układa się też współpraca z ustępującym prezydentem USA Joe Bidenem, który publicznie chwalił jego zaangażowanie i zdolności negocjacyjne.