Syryjskie władze aresztowały osobę, podejrzewaną o przeprowadzenie w zeszłym tygodniu zamachu bombowego w Damaszku. Zginęło wówczas kilku ludzi z najbliższego otoczenia prezydenta Baszara el-Asada.
Agencja Fars podała, że podejrzany pracował w siedzibie służb bezpieczeństwa w Damaszku, gdzie doszło do zamachu. Zginął w nim m.in. minister obrony, a także wiceszef tego resortu i szwagier Asada. Irańska agencja powołała się na syryjskiego deputowanego Zahira Ghanuma. Oświadczył on, że osoba odpowiedzialna za zamach została wynajęta przez wrogów Syrii. Ale rząd Asada "nie pozwoli Stanom Zjednoczonym, Izraelowi, Turcji czy Katarowi osłabiać bezpieczeństwa w kraju".
W mediach pojawiają się rozbieżne informacje co do zamachowca. W ubiegłym tygodniu źródło w służbach bezpieczeństwa mówiło Reuterowi, że był on ochroniarzem z najbliższego otoczenia Asada. Z kolei według syryjskiej telewizji za atakiem stał zamachowiec-samobójca.
Źródła w Damaszku poinformowały także, że generał Ali Mamluk został szefem biura bezpieczeństwa kraju. Nadzoruje ono w całości aparat syryjskich służb bezpieczeństwa. Generał Mamluk w randze ministra podlegać będzie bezpośrednio Asadowi.
Centralizujące zmiany kadrowe wprowadzono niecały tydzień po zamachu w Damaszku. Uważa się go za najpoważniejsze uderzenie w otoczenie syryjskiego prezydenta od wybuchu rebelii w marcu 2011 roku. Do tej pory służby bezpieczeństwa były rozproszone między różne ministerstwa, wywiad wojskowy podlegał ministerstwu obrony, polityczny - MSW, a bezpieczeństwo kraju prezydentowi.
Mieszkańcy i działacze opozycji poinformowali, że trwają walki w pobliżu bram prowadzących do starego miasta w Aleppo, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Dowódca rebeliantów twierdzi, że niedobory amunicji uniemożliwiają powstańcom z okolicy przyłączenie się do walki z siłami Asada.