Brytyjskie media publikują wywiad z francuskim strażakiem, który usiłował reanimować księżną Dianę. Matka Williama i Harry’ego zginęła w wypadku samochodowym w Paryżu. Dziś mija 20. rocznica jej śmierci.
Xavier Gourmelon był jednym z ratowników, którzy przyjechali na miejsce wypadku kilka minut po kraksie. Jak wspomina w wywiadzie, księżna była przytomna i miała otwarte oczy, ale gdy położono ją na noszach, jej serce przestało bić.
Francuz zdołał reanimować Dianę. Gdy zaczęła ponownie oddychać, karetką odwieziono ją do szpitala. Księżna zmarła kilka godzin później na skutek odniesionych obrażeń. Główną przyczyną jej zgonu był rozległy, wewnętrzny krwotok.
Gourmelon przepracował 22 lata w paryskiej straży pożarnej. Tylko raz wcześniej wypowiadał się na ten temat podczas dochodzenia w sprawie okoliczności śmierci księżnej. Śledczy obarczyli winą za wypadek pijanego kierowcę mercedesa oraz ścigających go paparazzi.
Od kilku tygodni brytyjskie media skupiają się na postaci księżnej Diany, rozwodzie z księciem Karolem i trudnych relacjach z rodzina królewską. Jej synowie William i Harry pojawili się w dokumentalnych filmach, przygotowanych z okazji nadchodzącej 20. rocznicy śmierci ich matki. Nigdy wcześniej z taką otwartością nie mówili o traumie, jaka od lat im towarzyszy z tego powodu.
W ostatnim, wyemitowanym przez BBC dokumencie zatytułowanym "Diana, 7 dni", młodszy syn księżnej, Harry, po raz pierwszy wypowiedział się na temat paparazzi, którzy nie przestawali robić zdjęć umierającej Dianie. Do dziś nie może się z tym pogodzić. Z kolei jego brat William wyraźnie dał do zrozumienia, że podążanie za trumną matki w wieku 15 lat, na oczach setek tysięcy ludzi i milionowi telewidzów, było dla niego nie lada wyzwaniem. Zostaliśmy wychowani w poczuciu obowiązku, ale to był obowiązek zupełnie innej ligi - powiedział.
(az)