Komunikacyjny chaos zapanował we Francji, gdzie od wczoraj wieczorem strajkują kolejarze. Wielu Francuzów spóźni się dziś do pracy, kursuje bowiem zaledwie 1/3 pociągów i składów metra. Pozostałe nie są w stanie zabrać wszystkich czekających pasażerów.
W niektórych regionach nie ma ani jednego pociągu. Po trzech tygodniach intifady, Francja wróciła do normalności - powiedział z goryczą pasażer, na próżno czekający na pociąg podmiejski. Bez problemów jeżdżą ekspresy "Eurostar" i "Thalys" do Londynu, Brukseli i Kolonii - na tych liniach strajkujących Francuzów zastąpili Brytyjczycy i Belgowie.
Wokół Paryża potworzyły się gigantyczne korki, gdyż wielu Francuzów zdecydowało się jechać do pracy samochodem. Strajk ma potrwać do wieczora, nie wiadomo jednak, czy nie zostanie przedłużony. Związkowcy protestują przeciwko "pełzającej prywatyzacji kolei państwowych". Francuski rząd zarzeka się, że o prywatyzacji kolei nie ma mowy i w zamian za odwołanie strajku gotów był obiecać to na piśmie.
Według zgodnej opinii obserwatorów, sprywatyzowanie kolei jest we Francji niemożliwe. To strajk antydemokratyczny i anachroniczny - twierdzą jedni. Inni jednak uważają, że porzucenie pracy przez kolejarzy jest wyrazem usprawiedliwionej nieufności pracowników do rządu.