Inflacja powyżej 10 proc., ceny żywności ponad 14 proc. więcej w stosunku do roku poprzedniego – te najnowsze dane ekonomiczne jeszcze bardziej pogrążają brytyjską premier Liz Truss. Błędy, jakie popełniła, doprowadziły to ostrego kryzysu ekonomicznego na Wyspach. Przyznała się do winy i przeprosiła. Ale czy to wystarczy?

Premier Truss jest przy władzy zaledwie od 8 tygodni, trudno ją zatem winić za statystykę dotyczącą inflacji i wzrostu cen żywności. Ale są one dodatkowym ciężarem, który musi unieść, biorąc pod uwagę katastrofę, jaką okazała się jej polityka fiskalna.

Dziś w Izbie Gmin opozycja, nie ukrywając satysfakcji, skandowała poszczególne punkty jej korekty budżetowej, które zmuszona była odwołać. Jako pierwsza w historii brytyjskiej polityki w ciągu tygodnia odwróciła o 180 stopni strategię fiskalną. Proponowała cięcia podatków i zwiększenie zadłużenia, a skończyło się na błyskawicznej zmianie ministra finansów. Jednak szkoda - i to zarówno w Wielkiej Brytanii, i na arenie międzynarodowej - została wyrządzona. Błędy Liz Truss są poważne, pytanie, dlaczego nadal pozostaje przy władzy? 

Lekcja pokory

Rynki finansowe zareagowały natychmiast. Wartość funta drastycznie spadła. Do pilnej interwencji zmuszony został centralny Bank Anglii, który wykupił państwowe obligacje na sumę kilkudziesięciu miliardów funtów. To osłoniło fundusze emerytalne, ale wielu kredytodawcom podniosło stopy procentowe. To z kolei przełożyło się na kieszeń ludzi, którzy zaciągnęli pożyczki na zakup domów czy mieszkań. I choć statek pod kierownictwem Liz Truss powrócił do portu, z którego wypłynął, Brytyjczycy dotkliwie odczuli jej błędy na własnej skórze. 

Nikt nie wierzy obecnie rządzącym Konserwatystom. Przekładanie winy za zaistniały chaos na sytuację w Ukrainie nie wystarcza, by odzyskać zaufanie. Gdyby jutro rozpisane zostały na Wyspach wybory, rządząca partia przegrałaby je z kretesem.  

Raj utracony

Jeszcze 10 lat temu Wielka Brytania kojarzyła się ze stabilną polityką, mocnym funtem i kompetentnym rządem. Dziś jej reputacja jest nadwyrężona, a po ostatnim tygodniu można powiedzieć, że legła w gruzach. 

Jednym z powodów, jeśli nie początkiem tych kłopotów, jest brexit. Eksperci wypowiadają się na ten temat zupełnie otwarcie. Dla Londynu nie ma powrotu do Unii Europejskiej, ale jak podkreślają, Wielka Brytania powinna być we wspólnym rynku - jak na przykład Norwegia. 

Wprawdzie mianowanie nowego ministra finansów uspokoiło system ekonomiczny, międzynarodowe rynki będą się musiały zastanowić, zanim pożyczą Wielkiej Brytanii jakiekolwiek pieniądze. Niestabilny rząd, niekompetentni politycy nikogo nie napawają zaufaniem. A po pandemii i przy kryzysie wywołanym wojną w Ukrainie, prawdziwy koszt brexitu nie jest jeszcze znany. 

Co na horyzoncie?

Planowane wybory rozpisane zostaną dopiero w 2024 roku. Liz Truss upiera się, że poprowadzi do nich Konserwatystów. Ale nawet najbardziej ostrożni komentatorzy nie dają jej na to szans. To już nie pytanie, czy odejdzie, lecz kiedy to nastąpi? 

Zwołanie przedterminowych wyborów może odbyć się w dwóch konstytucyjnie ustalonych przypadkach. Mianowicie musiałaby o nie poprosić sama Liz Truss rozwiązując parlament lub gdy Izba Gmin przyjęłaby wotum nieufności wobec rządu. Warto podkreślić, że Konserwatyści nie podcinają zazwyczaj gałęzi, na której siedzą. Nie zagłosują przeciwko własnemu rządowi, bo nie wygraliby w obecnej chwili następnych wyborów. A Liz Truss oświadczyła dziś w Izbie Gmin, że nie zrezygnuje ze stanowiska i będzie walczyć dalej. 

Czeka nas zatem ciekawy spektakl.

Opracowanie: