Nie dajcie się skusić na tarczę - mówi radiu RMF Theodore Postol - profesor Massachuesets Institute of Technology, wcześniej pracujący dla amerykańskiego Kongresu i jako doradca naukowy Szefa Operacji Morskich Pentagonu. Dowodzi, że system obrony antyrakietowej budowany przez Pentagon nigdy nie będzie działał prawidłowo.
Jan Mikruta, RMF FM: Jest pan bardzo krytyczny wobec tarczy antyrakietowej. Dlaczego pana zdaniem ten projekt nie ma żadnej wartości?
Theodore Postol: Przede wszystkim, mówiąc krótko, to system, który nie ma szans na prawidłowe funkcjonowanie. Koszty nie przekładają się na korzyści, bo nie ma szans by system zadziałał.
Jan Mikruta:Dlaczego?
Theodore Postol: Podstawowy powód, że to „nigdy” nie zadziała, jest taki, że system nie jest w stanie odróżnić nawet najprostszych wabików od prawdziwych głowic. Takim wabikiem może być na przykład balon o przekroju pół metra. Rakiety przechwytujące przemieszczają się, podobnie jak rakiety, z ogromną prędkością, zbliżają się więc do siebie w tempie 10-15 kilometrów na sekundę. Gdy zauważą taki obiekt - wabik czy rakietę - a w każdej realnej sytuacji na pewno będziemy mieć do czynienia z wabikami, jedyne co de facto widzą to drobniutkie plamki jasnego światła. Takie jakie widać na ekranie telewizora - jasne plamki. Nie są w stanie odróżnić, które z nich to tylko wabiki, a które to nadlatujące rakiety z głowicami bojowymi. To tak jakbyś był przy odbiorze bagażu na lotnisku - widział przed sobą szereg walizek i kierując się wyłącznie wzrokiem musiał wybrać tę, w której jest bomba jądrowa. Tylko na nie patrząc. Nie mając żadnych innych środków - aparatu rentgenowskiego, odpowiednio przeszkolonych psów, aparatów do wykrywania promieniowania - nigdy nie jesteś w stanie powiedzieć, w której jest głowica. Teraz wyobraź sobie, że te walizki znajdują się w odległości pięciuset kilometrów od ciebie i starasz się na nie uważnie patrzeć. Widzisz je - i już to, samo w sobie, jest ogromnym technologicznym osiągnięciem - ale sam fakt, że je widzisz, nie pomaga w ustaleniu, w której znajduje się głowica jądrowa. System tarczy antyrakietowej także nie ma takich możliwości, nie ma nawet technicznych planów jak rozwiązać ten problem, głównie dlatego, że nie istnieje technologia, która mogłaby go rozwiązać.
Jan Mikruta: Dlaczego więc amerykańska administracja, Pentagon chcą stworzyć ten system?
Theodore Postol: Moim zdaniem to przykład na tak zwaną "polityczną ideologię", która dominuje nad naukowym rozumowaniem. Ludzie na wysokich stanowiskach, u szczytów władzy wierzą, że są w stanie stworzyć taki system. Ludzie im podlegający, czerpią korzyści z tego, że ci nad nimi są w stanie dać gigantyczne pieniądze każdemu, kto powie, że jest w stanie zbudować taki system. To czysty oportunizm. USA jako potęga są w stanie wyasygnować spore kwoty, ale nie liczą się z kosztami w międzynarodowych stosunkach. Wiele państw jest głęboko zaniepokojonych różnymi poczynaniami Stanów Zjednoczonych, a tarcza jest jednym z nich. Osobiście rozumiem te kraje i staję po ich stronie, bo moje odczucia są podobne. Ale jeśli system tarczy nie będzie działał, nie ma też podstaw do istnienia Agencji Obrony Przeciwrakietowej. Jest to więc kwestia biurokratycznego i organizacyjnego przetrwania. Do tego dochodzą gigantyczne wojskowe kontrakty - firmy dostają ogromne pieniądze za coś co nie spełnia żadnych standardów, de facto nie muszą budować niczego co będzie działać. Z czystej ekonomicznej chciwości i braku patriotyzmu, braku zainteresowania bezpieczeństwem własnego kraju te firmy wysysają ogromne ilości pieniędzy.
Jan Mikruta: Agencja Obrony Przeciwrakietowej ogłosiła, że w zeszłym tygodniu przeprowadzono udany test rakiet przechwytujących na Hawajach. Wiele poprzednich testów nie było jednak udanych. Co może pan powiedzieć na ten temat?
Theodore Postol: Nie miałem jeszcze okazji, by zebrać dane na temat tej ostatniej próby, jednak - z tego co wiem - to był to test rakiety przechwytującej mniejszego zasięgu i wobec znacznie wolniej poruszającej się rakiety balistycznej. Prawdopodobnie nie ma żadnego związku z systemem obrony dalekiego zasięgu, czyli z tarczą antyrakietową, o której mówimy.
Jan Mikruta: Czy Ameryce nie wystarczą stacje radarowe, które już mają w Europie - na Grenlandii i w Wielkiej Brytanii? Po co USA potrzebne kolejne stacje i elementy tarczy - w Polsce i w Czechach?
Theodore Postol: O, jest całkiem dobry powód. I nie ma nic wspólnego z nauką czy technologią, lecz ze zdobyciem poparcia kolejnych państw dla systemu obrony antyrakietowej. Innymi słowy - gdybyś był wpływowym biurokratą z Pentagonu, z dostępem do ogromnych sum pieniędzy chodziłbyś i przekonywał - na przykład Japonię, że powinna się zaangażować w budowę systemu, bo jest sojusznikiem i dodatkowo ma blisko wzbudzającą niepokój Koreę Północną. W taki czy inny sposób udałoby ci się zyskać ich poparcie dla twierdzenia, że tarcza jest skuteczna. Wtedy w rozmowie z kolejnymi mógłbyś wskazać na Japończyków, mówiąc - oni też przecież budują tarczę. Tak samo z Izraelczykami. Oni co prawda mają zupełnie inny system – Arrow, czyli Strzała, który próbuje przechwytywać zupełnie inne pociski, o innym zasięgu i prędkości. Ale ten system także w ponad 80 proc. został sfinansowany przez Stany Zjednoczone. Głównie dlatego, że Izraelczycy sami z siebie nigdy by czegoś takiego nie zbudowali, gdyby sami musieli za to zapłacić. W Stanach mówi się, że kiedy pojawia się ogromny kontrakt wojskowy, obejmuje on wszystkie stany USA - w każdym stanie jest ktoś kto coś robi. W ten sposób zyskuje się poparcie dla władz. Teraz dzieje się to samo - tyle że na skalę światową. Polska jest dobrym miejscem, bo jak argumentują amerykańskie władze - wychodząc oczywiście z założenia, że tarcza w ogóle zadziała - tor lotu rakiet dalekiego zasięgu wystrzelonych w kierunku amerykańskich miast na wschodnim wybrzeżu na przykład przez Iran - jeśli oczywiście uda mu się takie zbudować - będzie przebiegał blisko Polski i Czech. Według mnie jednak prawdziwym powodem budowy tarczy w Polsce, jest zyskanie absolutnego poparcia Warszawy dla Waszyngtonu.
Jan Mikruta: Powiedział mi pan wcześniej, że Polska może się stać pierwszym celem.
Theodore Postol: Gdy pracowałem w Pentagonie, sporo zajmowałem się obroną przeciwrakietową. Jest pewna generalna zasada - można ją niemal udowodnić matematycznym równaniem. Jeśli ma się do czynienia z jakimikolwiek systemami obronnymi, najpierw poświęca się środki na ich zniszczenie, a potem robi to, co się zamierzało zrobić. Tak jest łatwiej. Przykładem może być pierwsza wojna w Zatoce Perskiej w 1991 roku - Stany Zjednoczone w ciągu pierwszych 48 godzin zniszczyły irackie systemy obrony przeciwlotniczej. W Kosowie założenie było, by zniszczyć serbskie systemy - nie udało się i przez to mieli ograniczone możliwości działania w czasie konfliktu. Wracając do trochę wyimaginowanego zagrożenia rakietami dalekiego zasięgu ze strony Iranu - Teheran z pewnością najpierw chciałby zniszczyć systemy obrony przeciwrakietowej w Polsce, a dopiero potem uderzyć w USA. Być może nawet przeprowadzić to jednocześnie. Jeśli międzynarodowej społeczności nie uda się powstrzymać Iranu przed kontynuowaniem procesu wzbogacania uranu, to wcześniej czy później uda im się wyprodukować głowice atomowe i to w znacznej ilości biorąc pod uwagę ich możliwości. Wtedy na pewno będą mieli kilka "zbędnych" głowic, by najpierw zaatakować elementy tarczy rozmieszczone w Polsce. I spodziewam się, że taką strategię by obrali. Jednak z logicznego punktu widzenia Irańczycy nie przeprowadziliby żadnego takiego ataku, bo zdają sobie sprawę, że Stany Zjednoczone całkowicie zniszczyłyby ich kraj. Nie ma dowodów na to, że Irańczycy mają skłonności samobójcze i chętnie zgodzą się na zagładę. Są racjonalni i inteligentni. Dlatego też argument, że tarcza ma służyć do obrony przed Iranem z logicznego punktu widzenia nie ma sensu. Efektem rozmieszczenia tarczy będzie jedynie wzrost zagrożenia dla danego kraju, w tym przypadku dla Polski. W żaden sposób nie zwiększy ona bezpieczeństwa ani Stanów Zjednoczonych, ani Polski.
Jan Mikruta: Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Jaki może być wpływ budowy tarczy na stosunki między Polską a Rosją i Rosją a Stanami Zjednoczonymi?
Theodore Postol: Sam charakter tarczy, która miałaby być zbudowana w Polsce, nawet jeśli miałaby być całkowitą fikcją, wymagać będzie rozmieszenia dużych i nowoczesnych radarów w samej Polsce, razem z rakietami przechwytującymi. Możliwe będzie wykorzystywanie tych radarów także do celów wywiadowczych, na przykład kiedy Rosjanie będą testować swoje rakiety międzykontynentalne. Kilka lat temu poruszano kwestię specjalistycznego radaru znajdującego się w Norwegii. Już on jest problemem dla Rosji ponieważ "widzi" loty rosyjskich rakiet balistycznych nawet na niskiej wysokości. Daje więc Amerykanom pewien wgląd w to, jak wyglądają rosyjskie wabiki i rakiety z głowicami. Takie same obserwacje będą teraz mogły być prowadzone z terenu Polski. Dlatego Rosjanie będą zarzucać Polakom, że pozwalają Amerykanom na ich szpiegowanie. Będą pytać o podstawy takiego sojuszu i z pewnością nie wpłynie to dobrze na wzajemne stosunki. Wpłynie też to na stosunki Moskwa-Waszyngton. Rosjanie będą pytać: dlaczego Ameryka szpieguje państwo, z którym ma rzekomo przyjacielskie stosunki i będą pytać dlaczego Polska się na to zgadza. Jeśli budowa tarczy dojdzie do skutku, będzie miała negatywny wpływ na politykę zagraniczną
Jan Mikruta: A wierzy pan, że budowa tarczy w Europie Środkowej dojdzie do skutku, że Pentagonowi uda się przekonać Kongres?
Theodore Postol: W tym momencie muszę się zwrócić do Polaków, by nie zrozumieli mnie źle. Nie krytykuję tylko Polski, ale także amerykański rząd. Polacy nie są bezradni. Mogą powiedzieć „Nie, dziękujemy”. Mogą mieć wpływ na przyszłość bezpieczeństwa własnego kraju, przynajmniej jeśli chodzi o kwestię rozmieszczenia tarczy. Dlatego przede wszystkim Polska nie powinna zgodzić się na ten system, a nie obarczać później odpowiedzialnością Stany Zjednoczone. Z kolei Stany Zjednoczone nie powinny naciskać na Polskę, by zgodziła się na rozmieszczenie tarczy na swym terytorium. To niestosowne i niewłaściwe ze strony Waszyngtonu. Mimo to pewnie jednak będą to robić. Ale o Polsce powinni decydować Polacy. I mają w tej sprawie coś do powiedzenia. Jako obywatel Stanów Zjednoczonych staram się jak mogę, by proces podejmowania decyzji opierał się na rozsądku. Ale jestem w tym osamotniony. Polaków jest wielu - i to ich kraj, i to oni powinni decydować - biorąc pod uwagę koszty i korzyści - czy chcą tarczy czy nie.