Papież Franciszek zaskoczył już w pierwszych minutach swojej podróży apostolskiej do USA. Stało się to tuż po wylądowaniu w bazie wojskowej Andrews. Franciszek nie skorzystał z limuzyny, żeby dotrzeć do Waszyngtonu, ale wybrał mały samochód Fiat 500.
Papież Franciszek, ku zaskoczeniu witających go w bazie Andrews pod Waszyngtonem Amerykanów, nie skorzystał ani z opancerzonej limuzyny ani ze śmigłowca, ale wsiadł do skromnego, małego auta i pojechał do Nuncjatury Apostolskiej w stolicy USA. Zaraz za nim ruszyła kolejna kolumna pojazdów - w jednym z nich, w limuzynie "bestii", jechał Barack Obama z rodziną.
Co więcej, do nuncjatury papież sam też wniósł swoją czarną torbę. Gazeta "USA Today" podkreśliła również, że Franciszek "nie jest papieżem od Prady" i przyjechał w starych, znoszonych butach. "Jak typowy pielgrzym" - pisze gazeta. Pojawiły się też komentarze, że Franciszek daje lekcję amerykańskich duchownym, bo ci do bazy Adrews na powitanie przyjechali autami o wiele lepszej klasy.
(abs)