We wnioskach z trwającego szczytu Unii Europejskiej w Brukseli znajdzie się zapis, że irlandzki rząd zobowiązany jest do poszukiwania ratyfikacji Traktatu z Lizbony - czyli powtórzenia referendum - do końca kadencji obecnej Komisji Europejskiej. To wstępne, nieoficjalne informacje. Rozmowy podczas pierwszego dnia szczytu przyniosły również zbliżenie stanowisk Polski i Francji w sprawie pakietu klimatycznego.
Jak dotąd, pakiet klimatyczny pozostawał w cieniu rozmów na temat Traktatu z Lizbony. Na tym tle doszło do zgrzytu pomiędzy prezydentami Polski i Francji. Nicolas Sarkozy skarcił Lecha Kaczyńskiego - twierdzą polskie źródła. Poszło o stanowisko polskiego prezydenta w sprawie traktatu. Kaczyński stwierdził bowiem na szczycie w Brukseli, że Polska powinna zaczekać z ratyfikacją dokumentu na decyzję Irlandii. Europa potrzebuje tego traktatu. Niech się pan nie chowa za plecami Irlandczyków - miał upomnieć polskiego prezydenta Nicolas Sarkozy.
Francuscy dyplomaci potwierdzili w rozmowie z brukselską korespondentką RMF FM Katarzyną Szymańską - Borginon wypowiedź Lecha Kaczyńskiego i podkreślili, że był jedynym, który zajął takie stanowisko. Co więcej, jest ono sprzeczne również z opinią polskiego rządu, który chciałby jak najszybszej ratyfikacji Traktatu z Lizbony. Kiedy Nicolas Sarkozy udzielał Kaczyńskiemu reprymendy, premier Donald Tusk siedział obok polskiego prezydenta. Nie zareagował jednak, a osoba z jego otoczenia tłumaczyła później naszej korespondentce, że premier nie mógł przecież wyrywać głowie państwa mikrofonu.
Prezydencki minister Michał Kamiński podkreślił natomiast, że Nicolas Sarkozy nie zwracał się bezposrednio do Lecha Kaczyńskiego. Powiedział ogólnie, że nie nikt nie powinien zasłaniać się przykładem Irlandii - uważa Kamiński. Podkreślił, że podobne do polskiego prezydenta zdanie ma prezydent Czech Vaclav Klaus.
Stanowisko Nicolasa Sarkozy'ego popiera szef Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Pöttering. Jest logiczne, że po ratyfikacji w Senacie i Sejmie prezydent powinien podpisać Traktat Lizboński - powiedział:
Na słowa przewodniczącego Europarlamentu ostro zareagował Michał Kamiński. Pan Pöttering nie jest od tego, żeby pouczać polskiego prezydenta, co ma robić - komentował:
Sam Lech Kaczyński publicznie wypowiedział się na temat Traktatu Lizbońskiego na pokładzie samolotu w drodze do Brukseli. Wielokrotnie mówiłem, że Polska nie będzie przeszkodą, i nie ma w tej sprawie zmian - podkreślał prezydent:
Z informacji, które po pierwszym dniu szczytu docierają z Brukseli, wynika, że Polska i Francja są bliższe porozumienia w sprawie pakietu klimatyczno-energetycznego. Miała się do tego przyczynić dwustronna rozmowa premiera Donalda Tuska z prezydentem Nicolasem Sarkozym. Myślę, że kompromis zostanie osiągnięty - potwierdził szef gabinetu politycznego premiera, Sławomir Nowak. Podobne stanowisko wyraziła strona francuska. Zbliżamy się do porozumienia - potwierdziły źródła we francuskim przewodnictwie.
Jak relacjonował Sławomir Nowak, Polska zgadza się na zaproponowany przez Francję mechanizm dochodzenia do całkowicie płatnych pozwoleń na emisję CO2 w energetyce w 2020 roku. Okres przejściowy dla Polski w zakupie uprawnień miałby trwać od roku 2012 do 2019. W pierwszym roku polskie elektrownie musiałyby wykupić 30 procent uprawnień, by stopniowo dochodzić do 80 procent w roku 2019. Rok później uprawnienia byłyby płatne już w stu procentach.
Polska jest również skłonna zgodzić się na mechanizm solidarności między krajami Unii Europejskiej. 10 procent uprawnień miałoby trafić do biedniejszych krajów członkowskich. Francja proponuje także dodatkowe 2 procent jako "nagrodę" za redukcję emisji CO2 w poprzednich latach. Miałaby ją otrzymać między innymi Polska. Rząd Donalda Tuska liczy jednak na zwiększenie tej liczby.
Z wypowiedzi Sławomira Nowaka wynika również, że nasz kraj nie jest już zainteresowany projektem funduszu solidarności energetycznej UE. Jego wartość miałaby wynieść w latach 2014-2020 od 40 do 50 miliardów euro. Informacje o pomyśle pojawiły się po wtorkowej wizycie w Warszawie kanclerz Niemiec Angeli Merkel.
Oficjalna część szczytu Unii Europejskiej w Brukseli rozpoczęła się bez udziału polskich polityków. Prezydent i premier po wspólnej podróży na pokładzie rządowego tupolewa wkroczyli na salę obrad z półgodzinnym spóźnieniem, ale uśmiechnięci. Napięcie w polskiej delegacji jest jednak wyczuwalne.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się Katarzyna Szymańska - Borginon, tego typu spóźnienia jak w przypadku polskiej delegacji raczej się nie zdarzają. Wszystkiemu winna awaria rejsowego samolotu, którym premier Donald Tusk miał wyruszyć na szczyt. W efekcie musiał skorzystać z gościny na pokładzie prezydenckiego samolotu. To mocno skomplikowało harmonogram szefa rządu, który planował wylot do Brukseli jeszcze przed południem.
Napięcie w polskiej delegacji potęguje dodatkowo ograniczona liczba wejściówek, którą należało rozdzielić pomiędzy zespoły premiera i prezydenta. Ostatecznie do budynku, w którym odbywają się obrady, mógł wejść tylko jeden ekspert, odpowiedzialny za szybkie przeliczanie i opiniowanie zmieniających się propozycji w sprawie kosztownego pakietu energetyczno-klimatycznego. Jak jednak zapewniono naszą korespondentkę, w polskiej ambasadzie przy Unii kilka kilometrów dalej pracuje sztab kilkunastu specjalistów z zakresu rachunkowości i energetyki, którzy dzięki specjalnym, zabezpieczonym łączom będą mogli doradzać obecnym na posiedzieniu przedstawicielom Polski.
Z powodu półgodzinnego spóźnienia Donalda Tuska sporo ominęło. Premier stracił okazję, by urabiać polskie stanowisko w kuluarach na spotkaniu chadeckich przywódców, które poprzedziło unijny szczyt. Nie spotkał się również z niemiecką kanclerz Angelą Merkel, z którą miał rozmawiać o szczegółach nowej propozycji specjalnego funduszu solidarności energetycznej. Jego wartość miałaby wynieść 50 miliardów euro.
Spotkania przywódców na szczycie, takie jak dzisiejsze w Brukseli, to ukoronowanie wielomiesięcznych rozmów urzędników z poszczególnych krajów. Reporter RMF FM Krzysztof Zasada rozmawiał o dyplomatycznej kuchni z Markiem Cichockim, który w czerwcu 2007 roku był polskim negocjatorem Traktatu Europejskiego na szczycie w Brukseli.
Jak podkreśla Marek Cichocki, najważniejsze zręby stanowisk narodowych wypracowywane są na długo przed szczytami. Podczas spotkań na najwyższym szczeblu nie ma więc wiele miejsca na spontaniczność, nawet w nieformalnych kuluarowych rozmowach. Organizują je zazwyczaj całe sztaby ludzi. Tak powstają koalicje na potrzeby szczytu – wyjaśnia Cichocki:
Duże znaczenie podczas negocjacji maję również prywatne kontakty między politykami. Co więcej, na szczytach obserwuje się tendencję do skracania dystansu między przywódcami:
Najważniejsze jest jednak to, co po ustaleniu uda się zapisać, a następnie przyjąć. Dopiero zapisane ustalenia mają charakter wiążący.