Tysiące czarnych taksówek zablokowały na dwie godziny główną ulicę w dzielnicy rządowej Londynu, protestując przeciwko deregulacji rynku przewozów pasażerskich i otwieraniu go dla nowych firm takich jak Uber. Z powodu protestu przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, który tego dnia spotkał się na Downing Street z brytyjską premier Theresą May, musiał opuścić siedzibę szefowej rządu tylnym wyjściem.
Strajk został zorganizowany po doniesieniach tabloidu "Daily Mail" z ubiegłego tygodnia, że najbliżsi doradcy premiera Davida Camerona, który stał na czele rządu w latach 2010-2016, wykorzystywali swoje stanowiska do nakłaniania ówczesnego mera Londynu Borisa Johnsona, by zrezygnował z planów objęcia kierowców Ubera regulacjami obowiązującymi taksówkarzy.
Wszyscy kierowcy czarnych taksówek, które stanowią jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli brytyjskiej stolicy, muszą zdać obowiązkowy, skomplikowany test z wiedzy o Londynie ("The Knowledge"), co zajmuje nawet cztery lata i wymaga znajomości co najmniej 25 tys. ulic i 250 najważniejszych punktów turystycznych na mapie miasta.
Czarne taksówki są lepsze niż Uber chociażby dlatego, że wiedzą dokąd jadą. My musimy funkcjonować w głęboko regulowanej branży, dzięki czemu możemy zawsze zagwarantować, że znamy trasę, a pasażer jest bezpieczny - powiedział PAP jeden z protestujących, Sean Boldale.
W czwartek komisja parlamentarna Izby Gmin opublikowała także raport potępiający praktykę zawierania niejasnych umów i wykorzystywania samozatrudnionych pracowników przez firmy usługowe, w tym Ubera i firmę dowożącą jedzenie do domu, Deliveroo. Posłowie ocenili, że sposób zatrudniania w tych firmach pozwala im na unikanie opodatkowania i zmniejsza zakres gwarantowanych praw pracowniczych, m.in. do płatnego urlopu i zwolnienia lekarskiego.
Podczas wcześniejszego spotkania z Donaldem Tuskiem brytyjska premier Theresa May doceniła "konstruktywne podejście" UE do Brexitu, ale wyraziła sprzeciw wobec dyskusji o przyszłości Gibraltaru - poinformował rzecznik May.
Spotkanie na Downing Street było pierwszym na tym szczeblu, odkąd rząd w Londynie formalnie rozpoczął w ubiegłym tygodniu procedurę wyjścia z Unii Europejskiej.
W oświadczeniu wydanym po rozmowach zaznaczono, że premier "powtórzyła, że jej intencją jest zapewnienie głębokiego i specjalnego partnerstwa z UE po wyjściu (ze Wspólnoty)", oraz że z zadowoleniem przyjęła "konstruktywne podejście Rady Europejskiej" we wstępnej wersji wytycznych dla negocjacji dotyczących Brexitu. Rzecznik May podkreślił jednak, że "stanowisko Wielkiej Brytanii wobec Gibraltaru nie uległo zmianie". Nie zgodzimy się na rozmowy na temat suwerenności Gibraltaru bez zgody jego mieszkańców - zaznaczył.
Dyskusja o przyszłym statusie Gibraltaru, który jest brytyjskim terytorium zamorskim, rozpoczęła się po tym, gdy we wstępnych wytycznych do negocjacji o Brexicie zapisano, że rząd Hiszpanii otrzymałby prawo weta wobec tego, czy przyszłe porozumienie o wolnym handlu między stronami obejmie także sąsiadujący z Hiszpanią Gibraltar.
Zapis ten został odebrany przez brytyjską opinię publiczną jako potencjalna próba wymuszenia przez hiszpański rząd przynajmniej częściowej kontroli nad tym terytorium.
W rozmowie z telewizją Sky News były szef Partii Konserwatywnej Michael Howard porównał ewentualny konflikt o kontrolę nad Gibraltarem z wojną o Falklandy z 1982 roku. Dodał, że "jest pewien, iż (premier May) z podobną determinacją będzie broniła tego terytorium".
Z kolei we wtorek brytyjska marynarka wojenna poinformowała, że hiszpański okręt patrolowy Infanta Cristina naruszył wody terytorialne Gibraltaru i został zmuszony przez brytyjski okręt HMS Scimitar do oddalenia się w stronę wybrzeży Hiszpanii. Rząd Gibraltaru uznał manewr okrętu za wtargnięcie, oskarżając hiszpańskie władze o regularne łamanie konwencji ONZ o prawie morza.
(ph)