Co czwarty mieszkaniec Moskwy to nielegalnie pracujący emigrant. To oznacza, że w rosyjskiej stolicy blisko trzy miliony ludzi żyje i pracuje bez meldunku i ubezpieczenia. Rosyjscy pracodawcy kwaterują ich w piwnicach bądź barakach. Mimo tak fatalnych warunków chętnych do pracy nie brakuje, bo mogą tu zarobić wielokrotnie więcej niż u siebie w byłych azjatyckich republikach ZSRR.
Nielegalni od razu rzucają się w oczy, tyle że unikają zarówno milicji, jak i dziennikarzy. Najbardziej jednak unikają niewygodnych pytań. Robotnicy z reguły przekonują, że pracują legalnie, a pracę zdobyli przez pośrednika, mają umowy o pracę, zaś o pracujących „na czarno” nic nie wiedzą. By przekonać się, jaka jest prawda, wystarczy zapytać okolicznych mieszkańców. Pracują tu sami Kirgizi. Bez wolnych dni i świąt - usłyszał nasz moskiewski korespondent.
W Moskwie nielegalny emigrant jest cenny, bo… tani. Dlatego chleb pieką Ormianie, budują Ukraińcy, a rzesze sprzątaczy tworzą Tadżycy i Kirgizi. Rosyjscy obrońcy praw człowieka tę sytuację nazywają niewolnictwem XXI wieku.