Kilka tysięcy osób przeszło ulicami jednej z podparyskich dzielnic w proteście przeciwko zamieszkom, do jakich dochodzi tam od kilku dni. W marszu milczenia wzięli udział także rodzice i krewni młodocianych bandytów.
- Mamy już dość tego, co się tu dzieje od kilku dni. Płonące opony, palone samochody i motocykle. To się musi skończyć - mówią uczestnicy pochodu.
Ubiegła noc była dziewiątą z rzędu, kiedy doszło do zamieszek. Starcia chuliganów z policją obejmują już nie tylko przedmieścia Paryża, ale także inne regiony kraju. Policja poinformowała, że spłonęło 900 samochodów. Zatrzymano ponad 250 osób.
Kolejne zniszczenia są coraz poważniejsze. Ogień podłożono pod przedszkole, szkoły i siedzibę mera. Pożary wybuchły także w magazynach tekstyliów i składzie opon. Koktajle Mołotowa spadły na komisariat policji i synagogę. Zniszczonych jest wiele autobusów.
Starcia wybuchły, gdy tragicznie zginęło dwóch nastolatków, którzy ukryli się w transformatorze, uciekając przed policją. Protesty rozszerzyły się głównie na dzielnice, zamieszkałe przez imigrantów z Afryki.