Dziewiątą noc z rzędu trwały zamieszki na przedmieściach Paryża i w innych częściach Francji. Demonstranci, głównie imigranci z Afryki, zniszczyli 754 samochody, policja zatrzymała 203 osoby. Incydenty, głównie pożary, oprócz okolic Paryża odnotowano także w Lille, Tuluzie, Rouen. W departamencie Yvelines podpalono przedszkole.
Mer Rosny-sous-Bois, Claude Pernes, określił panującą we Francji sytuację jako "prawdziwą partyzantkę" i "powstanie miejskie". Zamieszki wybuchły w zeszłym tygodniu na ulicach przedmieść Clichy-sous-Bois, po tragicznej śmierci dwóch nastolatków. Chłopcy zginęli, porażeni prądem, kiedy ukryli się w transformatorze. Demonstranci twierdzą, że uciekali przed policją, dochodzenie tego jednak nie potwierdziło.
Protesty rozszerzyły się na inne miejscowości w północno-wschodnim rejonie aglomeracji paryskiej, gdzie znajdują się skupiska ludności pochodzącej z czarnej Afryki i krajów Maghrebu, głównie wyznającej islam. Młodzi ludzie z tych osiedli czują się wykluczeni z francuskiego społeczeństwa. Przedstawiciele "niespokojnych osiedli" zarzucają francuskim władzom bierność i lekceważenie kryzysu.
Francuskie władze będą zdecydowane w działaniach przeciwko przemocy - stwierdził minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarcozy. Premier Dominique de Villepin zdecydował sie natomiast na zorganizowanie nadzwyczajnej naradę ośmiu najważniejszych ministrów i wysokiego przedstawiciela muzułmanów w sprawie zakończenia zamieszek na przedmieściach Paryża i innych regionów Francji.