Fragmenty ludzkich ciał, w tym także tkanki mózgowej, znaleziono w laboratorium naukowym w Monachium. Prawdopodobnie to szczątki ofiar eksperymentów medycznych, przeprowadzanych w obozie koncentracyjnym Auschwitz przez "Anioła Śmierci", jak nazywano doktora Josefa Mengele.

Na makabryczne znalezisko natrafiono w zeszłym roku podczas remontu w magazynach laboratorium Instytutu Psychiatrii im. Maxa Plancka w Monachium w Niemczech. Fragmenty ludzkich ciał były w słoikach. W zeszłym tygodniu informacja na ten temat pojawiła się w izraelskich mediach.

Monachijski instytut w czasie II wojny światowej dostawał regularne dostawy próbek ludzkich tkanek wprost od Josefa Mengele, doktora eksperymentującego na więźniach w obozie koncentracyjnym w Auschwitz.

Instytut im. Max Planck przyznaje, że próbki były wykorzystywane do badań nad ludzkim mózgiem, jakie w czasach nazistowskich przeprowadzał Julius Hallervorden. Był wtedy szefem neuropatologii instytutu, który nosił wówczas nazwę im. Cesarza Wilhelma.

Powołany zespół naukowców rozpoczął już analizę zawartości pojemników. Chce ustalić ze 100 procentową pewnością, czy znalezione w słoikach szczątki należą do ofiar Holokaustu.

"Jesteśmy zażenowany tym odkryciem, które hańbi nasze archiwa. Będziemy podawać do publicznej wiadomości wszystko, co uda nam się ustalić na ten temat" - czytamy w komunikacie na stronie internetowej instytutu.

Josef Mengele torturował i zabił tysiące dzieci, na których prowadził swoje eksperymenty w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Jego obsesją były badania genetyczne nad bliźniętami.

Po II wojnie światowej zbiegł do Ameryki Południowej. Przez lata udawało mu się tam ukrywać dzięki protekcji sympatyków nazistów. W 1979 roku utonął w tajemniczych okolicznościach.

Dziennikarze zajmujący się powojennym sekretnym życiem Mengele w Ameryce Południowej twierdzą, że pozostawił po sobie swoiste dziedzictwo. W wiosce Candido Godoi, położonej w głębi Brazylii rodzi się najwięcej bliźniąt na świecie.

(j.)