Izraelskie samoloty zbombardowały libańską bazę wojskową w pobliżu granicy z Syrią; Izrael planuje także przeprowadzić atak na główną drogę łączącą Bejrut z Damaszkiem. Władze w Libanie apelują z kolei o zawieszenie broni. W Libanie zginęło już ponad 50 osób, w tym 15 dzieci.
Wcześniej o powściągliwość i umiar do wszystkich stron na Bliskim Wschodzie zaapelował prezydent Stanów Zjednoczonych. Waszyngton zaznacza jednak, że Izrael ma prawo do samoobrony. Przebywający z wizytą w Niemczech prezydent George W. Bush podkreślił, że konieczne jest wspólne działanie na rzecz pokoju. Gdy pojawia się szansa na pokój, w interesie terrorystów leży niedopuszczenie do dalszych postępów. I to właśnie się stało - mówił Bush, nawiązując do sytuacji w południowym Libanie.
Po uprowadzeniu przez bojowników z Hezbollahu dwóch izraelskich żołnierzy, wojska państwa żydowskiego rozpoczęły zakrojone na szeroką skalę działania militarne. Według najnowszych doniesień Izrael ostrzegł władze Libanu, by ewakuowały wszystkich mieszkańców południowych przedmieść Bejrutu, gdzie według izraelskiego wywiadu przebywa przywódca Hezbollahu Sajed Hassan Nasrallah.
Izrael wprowadził też pełną morską, lądową i powietrzną blokadę Libanu. Od rana z morza i powietrza Izraelczycy atakują bazy i ośrodki szkoleniowe Hezbollahu, szyickiej organizacji terrorystycznej, finansowanej przez Syrię i Iran. W operacji biorą udział helikoptery i myśliwce.
Ostrzelane zostało m.in. lotnisko w Bejrucie. Według Izraela, położone w dzielnicach kontrolowanych przez Hezbollah lotnisko jest głównym punktem przerzutowym broni dla terrorystów. Wojska lądowe cały czas przeczesują przygraniczne tereny południowym Libanie w poszukiwaniu dwóch uprowadzonych żołnierzy.
Na izraelskie naloty Hezbollah odpowiedział ogniem, ostrzeliwując rakietami północnoizraelskie miasto Naharija i Kiryat Szmona.
Jerozolima uznała porwanie za akt wojny - bo to Bejrut ponosi odpowiedzialność za działania Hezbollahu - dlatego izraelskie wojska przekroczyły granicę Libanu. Przywódca Hezbollahu szejk Hasan Nasrallah oświadczył, że celem uprowadzenia było wymuszenie wymiany ich na więźniów w Izraelu. Jerozolima odrzuciła taką możliwość, a rząd zapowiedział "surową odpowiedź" na atak Hezbollahu.
Izrael nie może siedzieć z założonymi rękami. Odwet musi być zdecydowany. Musimy podjąć takie kroki, by Libańczycy mieli świadomość, że to oni są odpowiedzialni za utrzymanie spokoju na wspólnej granicy - podkreślał minister izraelskiego gabinetu bezpieczeństwa Isaac Herzog.
Izrael oskarżył Iran i Syrię o krwawą ofensywę na południu Libanu. Izraelczycy dowodzą, że Hezbollah nie mógłby działać w Libanie bez jawnego poparcia Syrii.
Akcja w Libanie usunęła w cień działania militarne Izraela w Strefie Gazy, mające na celu odbicie z rąk Palestyńczyków uprowadzonego izraelskiego żołnierza. W nocy lotnictwo przeprowadziło kolejne naloty - rakiety trafiły w budynek palestyńskiego ministerstwa spraw zagranicznych, wywołując pożar.