Co najmniej osiem osób zginęło w strzelaninie na przedmieściach Los Angeles. W wigilijny wieczór przebrany za świętego Mikołaja uzbrojony mężczyzna wszedł do domu swojej byłej żony i otworzył ogień do uczestników przyjęcia.
Bandyta opuszczając budynek popalił go za pomocą prowizorycznego miotacza ognia. Policja podejrzewa, że napastnikiem był 46-letni Jeffrey Pardo, który kilka godzin po zamachu popełnił samobójstwo. Jego ciało odnaleziono wczoraj w odległym o 40 kilometrów od sceny zbrodni domu jego brata.
Z relacji świadków zdarzenia wynika, że w chwili tragedii w jednorodzinnym domu przebywało 25 osób. Gdy wybuchł pożar, większości z nich udało się jednak ewakuować. Ogień ugaszono po kilku godzinach. W zgliszczach domu policja odnalazła dotąd osiem zwęglonych ciał, lecz nie udało się ich zidentyfikować. Kolejne trzy osoby zostały ranne i przebywają w szpitalu.
Kalifornijska policja wyjaśnia, że Pardo i jego była żona w ubiegłym tygodniu zakończyli burzliwy proces rozwodowy po zaledwie roku małżeństwa.