W ataku uzbrojonych separatystów na posterunek policji w mieście Zahedan, na południowym wschodzie Iranu, zginęło w piątek 19 osób, w tym pułkownik Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej Ali Mussawi - podały lokalne władze. Nie jest jasne, czy to zdarzenie ma związek z trwającymi w kraju od połowy września protestami.
Husajn Kibani, gubernator generalny Sistanu i Beludżystanu - prowincji, w której doszło do zdarzenia, poinformował w irańskiej telewizji państwowej, że rannych zostało 20 osób. Irańska agencja IRNA podała liczbę 15 rannych.
Według informacji mediów państwowych, uzbrojeni separatyści ukryli się wśród wiernych zgromadzonych w pobliżu meczetu w Zahedanie, po czym zaatakowali znajdujący się nieopodal posterunek.
Sistan i Beludżystan to ubogi region graniczący z Pakistanem i Afganistanem. Często dochodzi tam do starć między siłami bezpieczeństwa a separatystami z ludu Beludżów. Beludżowie nie posiadają własnego państwa i zamieszkują tereny między Iranem, Afganistanem i Pakistanem.
Do zdarzenia doszło w czasie, gdy w Iranie trwają największe od lat protesty przeciwko władzom.
Demonstracje, które wybuchły 16 września przed szpitalem w Teheranie po śmierci 22-letniej Mahsy Amini, rozprzestrzeniły się na cały kraj. 13 września Amini została zatrzymana przez irańską policję moralności w związku z nakryciem głowy, które zdaniem funkcjonariuszy niedostatecznie zasłaniało jej włosy. Kilka dni później młoda kobieta w niejasnych okolicznościach zapadła w śpiączkę i zmarła w szpitalu.
Demonstracje są brutalnie tłumione przez władze. Jak dotąd zginęło w nich kilkadziesiąt osób, głównie demonstrantów, ale wśród ofiar znaleźli się także funkcjonariusze sił bezpieczeństwa. W całym kraju aresztowano ponad 1000 osób.