Druga z rzędu noc protestów na przedmieściach Paryża. Policja użyła gazu łzawiącego i granatów ogłuszających w starciach z młodzieżowymi bandami. Około stu napastników zaatakowało policjantów petardami. Rannych zostało 80 funkcjonariuszy; stan 5 jest krytyczny.
Zamieszki na przedmieściach sprowokowała w niedzielę wieczorem wiadomość o śmierci dwóch nastolatków, którzy jadąc skradzionym motorem zderzyli się z policyjnym radiowozem. Policjanci nie udzielili umierającym pierwszej pomocy.
Kiedy słyszę, że był wypadek i policjanci, którzy są przecież przedstawicielami prawa, uciekli - powtarzam - uciekli z miejsca tego wypadku - nie mogę tego zaakceptować! - podkreśla oburzony ojciec jednego z nastolatków, którzy zginęli w wypadku.
Śledztwo w sprawie wypadku, po którym rozpoczęły się zamieszki, ma się skoncentrować na tym, czy funkcjonariusze udzielili pomocy rannym. Według rodzin i miejscowej ludności policja uciekła z miejsca wypadku zaraz po zderzeniu.
W listopadzie 2005 roku przez paryskie przedmieścia przetoczyła się kilkutygodniowa fala młodzieżowej agresji i rozruchów, w trakcie których m.in. podpalono setki samochodów. Wydarzenia te, najgwałtowniejsze od 40 lat, zapoczątkowane zostały na północno-wschodnim przedmieściu francuskiej stolicy, gdzie dwoje nastolatków ściganych przez policję zginęło porażonych prądem na stacji transformatorów.