"To jest dalszy ciąg wojny, która się rozgrywa w Somalii" - mówi o ataku na centrum handlowe w Nairobi Paweł Tarnawski, były ekspert Rady Bezpieczeństwa ONZ w Afryce. "Najprawdopodobniej jest to odwet albo próba przeniesienia konfliktu na teren wroga. Al-Szabab miał nadzieję przejąć kontrolę nad całym krajem. W tej chwili militarnie nie stanowi już żadnej siły. Ataki terrorystyczne są jedyną, desperacką próbą odwrócenia biegu wydarzeń" - dodaje w rozmowie z RMF FM.
Magdalena Wojtoń: Dlaczego terroryści zaatakowali w centrum handlowym? Dlatego, że to łatwy cel czy ze względu na to, że odwiedzają je obcokrajowcy i dyplomaci?
Paweł Tarnawski, były ekspert Rady Bezpieczeństwa ONZ w Afryce: Przede wszystkim jest tam dużo ludzi, których łatwo trafić. To jest też medialne - zabicie jednej czy dwóch przypadkowych osób, jak to wcześniej robiono przy zamachach w Kenii, jest mniej medialne z jednej strony, a z drugiej strony przynosi mniejszy efekt. A w momencie, kiedy pomieszczenie jest zamknięte i ciężko się z niego wydostać, to łatwiej wziąć zakładników, co właśnie ma miejsce.
O co chodzi terrorystom?
To jest dalszy ciąg wojny, która się rozgrywa u północnego sąsiada Kenii, czyli w Somalii. Organizacja Al-Szabab jest głównym przeciwnikiem wojsk kenijskich. Kenia prowadzi operacje bojową od 2 lat na terenie Somalii. Najprawdopodobniej jest to odwet albo próba przeniesienia konfliktu na teren wroga. Al-Szabab miał nadzieję przejąć kontrolę nad całym krajem i przez dłuższy czas kontrolował wielkie połacie tego kraju. W tej chwili militarnie nie stanowi już żadnej siły. Ataki terrorystyczne są jedyną, desperacką próbą odwrócenia biegu wydarzeń.
Czy jest prawdą, że Al-Szabab jest powiązana z Al-Kaidą?
Tego tak naprawdę nikt dokładnie nie wie. To nie jest organizacja w rozumieniu korporacji, gdzie wiadomo, kto jest szefem, kto wykonuje czyje polecenia i komu raportuje. Jest to organizacja, która ma duże powiązania z krajami zachodnimi i z emigracją somalijską.
Pojawiały się głosy, że przed atakiem terroryści wyprosili z centrum muzułmanów. Może poza wspomnianym odwetem chodziło im o podkreślenie porozumienia panmuzułmańskiego i wojnę z innowiercami. Poszłam za daleko?
Myślę, że tak. Trzeba rozgraniczyć te dwie rzeczy. Z jednej strony są fanatycy islamscy, radykałowie, a z drugiej muzułmanie normalni, których jest większość. W Kenii jest 10 procent muzułmanów. Fanatyków jest wśród nich bardzo niewielu.
Czytałam książkę napisaną przez jednego z najlepszych negocjatorów na świecie i zapamiętałam takie zdanie: "Jeżeli przestępca nie chce negocjować, to jest bardzo źle". W tym przypadku terroryści nie chcą negocjować.
Tego tak naprawdę nie wiemy. Nie wiemy, co tam się dzieje. Nigdy nie wiadomo, skąd światowe agencje biorą takie informacje. Być może negocjacje trwają. Musimy pamiętać, że podczas trwania jakichkolwiek akcji policyjnych media są w pewnym momencie najgorszym wrogiem policji i rządu, dlatego że nie da się skutecznie niektórych rzeczy przeprowadzić nie zachowując tajemnicy. Jest jednak bardzo możliwe, że negocjacje będą nieudane. Możemy gdybać, że napastnicy to osoby, które zakładają, że nie przeżyją tej akcji i jest to akcja samobójcza odsunięta w czasie.
Organizacja Al-Szabab groziła już kiedyś, że zaatakuje to konkretne centrum. Nie potraktowano tego poważnie?
Tego nie wiemy. Ochronę zawsze można przejść. Można zamknąć centrum. Bramki też nic nie dadzą, bo oni weszli w mundurach, więc bramki nie miały tu żadnego znaczenia. Nie wiem, jak to było. Być może doszło tam do zaniedbań, ale nie mamy danych, żeby stwierdzić to dokładnie. Nie można dać się zwariować, bo przestanie funkcjonować państwo.
Rada Bezpieczeństwa ONZ grzmi: "Potępiamy ten atak w najostrzejszy sposób". Ameryka mówi: "pomożemy Kenii". Da się pomóc, czy to są tylko słowa?
Rada Bezpieczeństwa może sobie grzmieć. To nie ma znaczenia. Ma taki zwyczaj, że zawsze potępia ataki, a nic z tego nie wynika. Natomiast USA ma możliwość pomocy, choćby przez to, że może wysłać pomoc fizyczną do odbicia tych zakładników. Mogą to zrobić też inne państwa, bo takie historie też się zdarzały w Afryce.
Kiedyś, jak mówiliśmy: "terroryzm", "talibowie" przychodził do głowy Afganistan, Pakistan. Teraz to będzie Somalia?
Somalia od dawna jest terenem zabójczych walk, tylko o tym się nie mówi. Tak na prawdę jak się zaczęły ataki pirackie, to zaczęto mówić o Somalii, bo to uderzało w handel międzynarodowy. Do zmniejszenia ilości ataków pirackich przyczyniła się również w dużym stopniu Kenia. Jej interwencja jest nietypowa, bardzo profesjonalna. Jest bardzo humanitarnie prowadzona jak na działania wojenne zwłaszcza w Afryce, gdzie większość tych walk jest bardzo brutalna.
Magdalena Wojtoń