Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Jeff Sessions, główny doradca Donalda Trumpa w czasach kampanii, zataił podczas przesłuchań w Senacie swe kontakty z przedstawicielami Rosji – ujawnił dziennik "Washington Post", powołując się na anonimowych informatorów z resortu sprawiedliwości. Senator miał m.in. przyjąć ambasadora Rosji w USA Sergieja Kislaka w swym biurze we wrześniu, gdy całe Stany Zjednoczone żyły sprawą rosyjskich ataków hakerskich na serwery Partii Demokratycznej - zaznacza dziennik.
"Washington Post" twierdzi, że rozmowa Sessionsa i Kislaka miała charakter prywatny. Dziennik podkreśla także, że minister sprawiedliwości i prokurator generalny podczas przesłuchań w Senacie Stanów Zjednoczonych zataił kontakty z przedstawicielami Rosji, mimo że był pytany o nie wprost.
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny USA Jeff Sessions w oświadczeniu zdementował doniesienia prasy, jakoby podczas przesłuchań w Kongresie miał zataić swoje kontakty z oficjalnymi przedstawicielami Rosji.
Nigdy nie spotkałem się z żadnymi oficjalnymi przedstawicielami Rosji, by rozmawiać o sprawach związanych z kampanią przed wyborami prezydenckimi w USA w listopadzie zeszłego roku - głosi oświadczenie Sessionsa.
Zapewnił, że "nie ma pojęcia, czego miałoby dotyczyć to oskarżenie", i podkreślił, że "to nieprawda".
Jeff Sessions to kolejny człowiek Trumpa, który ma być uwikłany w kontakty z rosyjskim ambasadorem, i kolejny, który miał skłamać, że do takich spotkań nie dochodziło. Pierwszy - doradca do spraw bezpieczeństwa generał Michael Flynn - stracił stanowisko. Dzięki śledztwu dziennikarskiemu wyszło na jaw, że omawiał on sankcje USA wobec Rosji z rosyjskim ambasadorem w Waszyngtonie, zanim obecny prezydent objął urząd i że zataił to przed wiceprezydentem Mike'iem Pence'em.
Liderka Demokratów w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi uważa, że teraz ze stanowiska powinien zrezygnować Jeff Session. W wydanym oświadczeniu podkreśliła: Skłamawszy pod przysięgą przed Kongresem na temat swych kontaktów z Rosjanami, Prokuratorowi Generalnemu nie pozostaje teraz nic innego jak zrezygnować.
Przypomnijmy, że prasa nieprzychylna prezydentowi Donaldowi Trumpowi szeroko rozpisywała się na temat kontaktów sztabu wyborczego Trumpa z Rosjanami w połowie lutego. "New York Times" opublikował wówczas informacje wskazujące na regularne kontakty między agentami rosyjskiego wywiadu a współpracownikami prezydenta USA. Dziennik "Washington Post" napisał z kolei, że administracja Trumpa próbowała pozyskać przedstawicieli wywiadu i kongresmenów do podważania doniesień o tych kontaktach z Rosjanami.
Amerykański wywiad uznał, że Rosja próbowała pomóc Trumpowi w dostaniu się do Białego Domu, dokonując cyberataków, by zdyskredytować kandydatkę Demokratów Hillary Clinton i samą Partię Demokratyczną. Reakcją prezydenta Baracka Obamy było nałożenie sankcji na Rosję. W ramach tych sankcji wydalono 35 rosyjskich dyplomatów. Sankcje objęły także rosyjską Federalną Służbę Bezpieczeństwa i Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji.
Strona rosyjska wcześniej stanowczo zaprzeczała, aby w jakikolwiek sposób usiłowała wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich w USA. Ponadto założyciel portalu WikiLeaks Julian Assange zaprzeczył, jakoby Moskwa była źródłem licznych e-maili pochodzących z serwerów Partii Demokratycznej, które opublikował podległy mu portal.
W czwartek przedstawiciel Demokratów Adam Schiff powiedział telewizji MSNBC, że komisja ds. wywiadu Izby Reprezentantów zbada, czy Rosja usiłowała wpłynąć na przebieg kampanii prezydenckiej. Zaznaczył, że Demokraci i GOP zawarli pisemne porozumienie w tej sprawie.
Zarówno republikańska większość, jak i demokratyczna mniejszość w komisji ds. wywiadu chce sprawdzenia zarzutów dotyczących ingerencji Rosji w przebieg kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa - podkreślił Schiff.
W deklaracji podpisanej przez szefa komisji, Republikanina, Devina Nuna i samego Schiffa, zaznaczono, że głównym pytaniem, na które komisja postara się odpowiedzieć, będzie kwestia, czy starając się wpłynąć na przebieg wyborów, "Rosjanie uciekali się do wykorzystania powiązań istniejących pomiędzy Rosją a osobami fizycznymi zaangażowanymi w kampanię wyborczą, a także osobami sprawującymi ważne funkcje publiczne w państwie?"
Oznacza to zmianę w stanowisku Republikanów, którzy dotąd nie uważali tej sprawy za kluczową - pisze agencja Reutera. Jeszcze w poniedziałek Devin Nunes mówił, że służby specjalne USA nie przedstawiły dotąd komisji do spraw wywiadu Izby Reprezentantów żadnych dowodów na kontakty sztabu wyborczego Donalda Trumpa z wywiadem rosyjskim, w związku z czym "nie ma potrzeby powoływania specjalnego prokuratora do zajęcia się tą sprawą".
Specjalnego dochodzenia komisji, które wyjaśniłoby sprawę potencjalnych kontaktów ekipy wyborczej Trumpa z Rosją i ewentualnego rosyjskiego wpływu na przebieg ubiegłorocznych wyborów chcieli Demokraci. Większość Republikanów w Kongresie uważała, że byłoby to bezzasadne.
(mal)