Prezenter programu Top Gear, Jeremy Clarkson, przeprosił na Twitterze za użycie rasistowskiego określenia w dziecięcej wyliczance. Miała ona zadecydować o wyższości jednego samochodu nad drugim.
Błagam was o wybaczenie. Powtarzając wyliczankę przed kamerą zrobiłem wszystko by zamaskować to słowo, ale najwyraźniej moje wysiłki były niewystarczające - mówi gwiazdor w filmie zamieszonym na Twitterze. Dodaje jednocześnie, że zazwyczaj nie reaguje na ataki prasy, ale tym razem zmuszony był podać swoją wersję wypadków. Nagranie, jak podkreśla, realizował trzykrotnie starając się bełkotem zamaskować obraźliwe słowo. Raz zastąpił je nawet innym rzeczownikiem.
Ostatecznie feralny filmik nie został użyty w programie, ale kilka dni temu pojawił się w internecie. Nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za jego opublikowanie.
Natychmiast rozpętała się burza wokół osoby Clarksona. Prezenter Top Gear doskonale zdaje sobie sprawę, że pozostawienie tego bez komentarza, byłoby dla niego medialnym samobójstwem. W filmie zamieszonym na Twitterze kilkakrotnie powtarza, że zrobił wszystko, by nie zostać oskarżonym o rasizm. Przyznaje jednak, że słuchając uważnie nagrania, można zrozumieć jakiego słowa użył.
Określenie czarnoskórej osoby "słowem na N" - bo tylko w ten sposób w rozmowach nawiązują do tej rasistowskiej obelgi Brytyjczycy - jest na Wyspach grzechem śmiertelnym. Ludzie przyłapani na jej użyciu są piętnowani, a ich kariery, szczególnie jeśli pełnią funkcje publiczne, legną w gruzy.
Zobacz film z wyjaśnieniami Clarksona