Pracował nad nią skrupulatnie, każdego dnia. A w zasadzie każdej nocy. I tak zamotał w głowie tą internetową korespondencją, że Dominika spaliła za sobą wszystkie mosty i w końcu pojechała do Meksyku. Sama. Gdy niemal cudem udało się ją odratować, mówiła, że przeszła przez piekło - pisze Remigiusz Półtorak
W tej historii jest wszystko. Albo prawie. Zauroczenie, młodzieńczy bunt, internetowe rozmowy po nocach, manipulacja, wreszcie niewytłumaczalne zwroty akcji. I nuta tajemnicy, której być może nigdy nie da się rozwikłać, skoro nawet wynajęci detektywi w pewnym momencie musieli odpuścić.
TEKST REMIGIUSZA PÓŁTORAKA UKAZAŁ SIĘ NA PORTALU INTERIA.PL
Tajemnicy, która została tam, w Meksyku, w regionie Coahuila, przy jednej z najbardziej niebezpiecznych granic na świecie, gdzie porachunki gangsterskie są na porządku dziennym, gdzie handel narkotykami i żywym towarem mają się całkiem dobrze, a ludzie tysiącami znikają bez wieści. Tysiącami!
Właśnie tam wyjechała Dominika.
Dała się zwabić, oczarować, przekonać, że można korespondować po nocach z nieznanym Amerykaninem. Do tego stopnia, że ta relacja pochłonęła jej dosłownie wszystko.
A gdy już przeszła przez piekło, znalazła się w pilnie strzeżonym ośrodku dla ofiar przemocy. Znowu sama, oprócz innych Meksykanek.
Katarzyna, jej mama, do dzisiaj nie wie wszystkiego. Może nawet nie chciałaby wiedzieć. Myślimy, że nas takie historie nie dotyczą, że nie mają prawa się wydarzyć. Nie nam, nie naszemu dziecku - mówi.
Teraz już wie, że to nieprawda.
Ta korespondencja w internecie, która na początku wyglądała całkiem niewinnie, szybko zamieniła się w koszmar. Taki pełzający. Najpierw dla rodziny, bo Dominika jeszcze wtedy zupełnie tego nie dostrzegała. Niby przygotowywała się do matury, niby nauka ją pochłaniała, a jednak równolegle toczyło się zupełnie inne życie. Przez internet. Ze względu na różnicę czasu - najczęściej w nocy.
Był niesamowicie przebiegły. Tak, jakby miał wypracowany model działania. Z góry potrafił przewidzieć, co zrobimy, jak możemy zareagować - mówi Katarzyna.
Chociaż zanim do tego doszło, wydawało się, że będzie inaczej. Choćby dlatego, że korespondencję z nastolatką z Polski oficjalnie zaczęła... kobieta. Można się tylko domyślać, dlaczego. Żeby wzbudzić większe zaufanie? Nawiązać bliższy kontakt? Nie dać żadnych sygnałów do podejrzeń? Pewnie wszystko naraz.
Udało się, Dominika połknęła haczyk. Dopiero potem przyznał się, że jednak nie jest kobietą. Potem - czyli jak już trochę dowiedział się o nowej koleżance. Czym się interesuje, co lubi, a czego nie, jakie ma plany na przyszłość. Dominika odkrywała się krok po kroku. Aż otwarła niemal całkowicie.
To był okres przed maturą. Wiedział, że tu może być słabszy punkt. Bo więcej nauki, bo niepewność, bo szkoła stawiała wysokie wymagania. A Dominika szukała odskoczni. Szukała też chłopaka.
W wieku 18 lat człowiek jest mniej czujny. Na początku nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, co to naprawdę jest. Gdy w nocy słychać było jak córka rozmawia po angielsku, to na drugi dzień tłumaczyła, że szlifuje język ze znajomymi - opowiada Katarzyna. Trochę to trwało, zanim się wydało, że tak naprawdę chodzi o coś innego.
Pierwszy zwrot akcji nastąpił pewnej nocy. Córka mnie obudziła i cicho poprosiła o rozmowę. A potem zaczęła opowiadać, że poznała kogoś przez internet, w Stanach. Ale od razu pojawiła się też drastyczna informacja: usłyszałam, że ten chłopak zmusił ją, że ma mi to wszystko powiedzieć - Katarzyna do dzisiaj ma tamtą rozmowę przed oczami. Niemal każde słowo i każdy gest. Wrażenie było tak piorunujące.
Dominika mówiła, że znalazła wreszcie z kimś wspólne tematy, że 22-latek jest bardzo inteligentny, choć po przejściach, bo "był uzależniony od różnych środków, ale już nie jest". Co więcej - prosił, żeby właśnie to powiedziała mamie i tylko jej. Tacie - ani słowa.
Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego. Żebym w pierwszym, impulsywnym odruchu tego nie zaakceptowała? Żeby mnie od niej odseparować i żeby to on stał się jej naturalnym sprzymierzeńcem? W końcu starając się chronić dziecko, czasami reagujemy impulsywnie - mówi Katarzyna. Różne myśli przechodziły jej przez głowę. A jedna najbardziej: "Zachowaj spokój, bo utracisz z dzieckiem kontakt".
Dzisiaj Katarzyna nie ma wątpliwości, że chodziło o podważenie zaufania. Nastawienie córki wrogo do rodziców. Do tego - wszystko było sprytnie zakamuflowane. Profil na Facebooku - bardzo niejasny; nick - jeszcze bardziej tajemniczy. Żadnych szczegółów, które pozwalałyby na choćby elementarną wiarygodność albo sprawdzenie, z kim ma się do czynienia.
Wtedy też wyszło na jaw, że Dominika zaczęła się oddalać od swojej najlepszej przyjaciółki. Tłumaczyła, że to dlatego, że "jest złą osobą i ma zły charakter".
Katarzyna: Wtedy już mieliśmy świadomość, że robi się bardzo niebezpieczne
Ojcu, który o wszystkim natychmiast się dowiedział, choć nie dał po sobie poznać, Dominika sama wygadała się po tygodniu, może dwóch. Z nowym, jeszcze bardziej zastanawiającym przekazem: Jesteśmy połówkami, które odnalazły się po latach. Znaliśmy się już w pierwszym wcieleniu.
Mama: Zaczęłam szukać psychologów, z myślą, że może nauczą ją rozmawiać z tym chłopakiem. Ale była dorosła, z góry odmawiała. Co więcej, Dominika natychmiast opowiadała wszystko dalej, za ocean.
Zaczęły się jeszcze większe problemy w relacjach z rodzicami. Jak prosiliśmy o adres, to od razu było, że chcemy go kontrolować. Córka mówiła, że całe życie ją kontrolowaliśmy, teraz chcemy również jego. Oddaliła się od najbliższych przyjaciół, potem od nas. Na zasadzie - że jej nie rozumiemy. Jak zaczęliśmy zadawać więcej pytań, to było, że ją szpiegujemy, że chcemy wpływać na jego życie. Buntowała się.
Zaproszenie do Polski, żeby się poznać, amerykański znajomy odrzucił do razu. Odpowiedź była taka: nie przyleci, bo chcemy go kupić. Z kolei zagroził też, że jeśli nasza noga postanie na jego ziemi, to zawiadomi wszystkie służby. Nie wiedzieliśmy, do czego jest zdolny"- opowiada Katarzyna.
Wszelkie próby kontaktu kończyły się niczym. Nawet gdy pojawił się motyw detektywa, który miał pracować na miejscu, w Stanach, okazało się, że konto, z którego 22-latek komunikował się z Dominiką, zostało utworzone najpewniej tylko dla niej. Blokował wszystko.
W tym całym chaosie i coraz bardziej nerwowej atmosferze nastąpił kolejny zwrot akcji. Zdarzało się, że córka mówiła: "Mamo, ja się tego boję. I nie rozumiem, co się dzieje. Nie wiem, dlaczego tak jest i dlaczego temu ulegam’". To znaczy były przebłyski świadomości. Widziałam coś dziwnego w jej oczach, w jej zachowaniu, czułam, że nie jest sobą. Zresztą, sama to mówiła - opowiada Katarzyna.
Przy okazji pojawił się bardzo mocny nacisk na Boga, na czytanie Biblii, na to, że Dominika ma się dużo modlić. Jesteśmy osobami wierzącymi, ale nacisk był ogromny. Tak, jakby chciał oderwać ją od wszystkiego i od wszystkich. Mieć na nią wyłączny wpływ.
Doszło do tego, że czasami spała z rodzicami w łóżku, zaczynała płakać, że nie może sobie z tym poradzić. A potem wszystko wracało na swoje tory. Znowu był bunt i znowu manipulacja po drugiej stronie ekranu. Była wtedy pod całkowitym wpływem młodego Amerykanina. Nie pomogły nawet wizyty u psychologa, na co w końcu dała się namówić.
Maturę zdała bez problemu, ale relacje z rodzicami jeszcze bardziej się rozluźniły. Dominika zrywała wszelkie kontakty, z najbliższymi widziała się sporadycznie, w końcu także z nimi zerwała. I wyjechała. Nie do Stanów, ale do Meksyku. Dowiedzieliśmy się o tym już po fakcie - mówi Katarzyna.
I tam zdarzył się kolejny zwrot akcji. Najdziwniejszy i najbardziej nieoczekiwany, choć - jak się z czasem okazało - mający kapitalne znaczenie. Katarzyna: Pokłócili się, on zrobił jej krzywdę i powiedział, że nie chce mieć nic wspólnego. Ale nam, co ciekawe, podał adres, gdzie może być córka. Prawdziwy adres. Byliśmy gotowi jechać w każdej chwili, ale odradzano nam to, ze względów bezpieczeństwa.
Wtedy do akcji wkroczyła polska ambasada. Jak mówi mama Dominiki, jej pracownicy nie tylko wyrazili chęć pomocy, ale "wykazali się niesamowitym zaangażowaniem". A dotarcie nawet oficjalnych przedstawicieli do pilnie strzeżonego ośrodka dla osób, które doznały przemocy nie było takie ewidentne. Dominika była tam z Meksykankami, które też zostały skrzywdzone.
Dzisiaj ani ambasada, ani rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie chcą ujawniać szczegółów całej operacji, przekazując jedynie, że konsul udzielił "polskiej obywatelce - na jej wniosek - pomocy w powrocie do kraju". Wiadomo jednak, że próby kontaktu i pertraktacje trwały około dwa miesiące.
Niezbędne wsparcie było też z innej strony - Diecezjalnego Centrum Praw Człowieka "Frey Juan de Larios". To organizacja, która pomaga w poszukiwaniu zaginionych. Jej szefowa, Blanca Martinez mówi nam, że w całym Meksyku jest takich osób około 45 tysięcy, szczególnie w regionie przygranicznym. Tam jest wyjątkowo niebezpiecznie. Powody są różne: handel ludźmi, przemyt, narkobiznes. Już od dziesięciu lat zgłaszają się do nas rodziny, których bliscy znikali w niewyjaśnionych okolicznościach.
Nastolatkę z Polski dobrze sobie przypomina. W końcu nie zawsze udaje się taka akcja, jak z Dominiką.
W grudniu minął właśnie rok, jak Dominika wróciła z Meksyku. Nie chciała wiele opowiadać, a my nie naciskaliśmy, zdając sobie sprawę, że to jest proces, który musi trochę potrwać. Powiedziała jednak, że przeszła przez piekło. Ale jaka to była forma przemocy, nie wiemy do dzisiaj - mówi jej mama. I gorzko dodaje: Problem polega na tym, że w naszym systemie edukacji nie ma w ogóle mowy o cyberprzemocy. Na żadnej etapie edukacji, a szczególnie w szkole średniej. Czyli w okresie, kiedy zagrożenia są największe.
Remigiusz Półtorak
* Imiona bohaterek tekstu, mamy i córki, zostały - na prośbę - zmienione