Chiński urząd podatkowy odmówił przyjęcia pieniędzy zgromadzonych przez zwolenników artysty i dysydenta Ai Weiwei.

Weiwei chciał wpłacić z tych funduszy kaucję wymaganą przy składaniu apelacji od wyroku. Władze żądają, by firma projektowa Weiweia zapłaciła 15 mln juanów (1,7 mln euro) zaległych podatków wraz z grzywną. Chińskie prawo wymaga, by w razie składania apelacji wpłacić kaucję. W przypadku Ai Weiwei wynosiłaby ona 8 mln juanów (900 tys. euro).

Ai Weiwei dzięki międzynarodowemu wsparciu zgromadził od początku listopada równowartość 1,4 mln dolarów. Państwowa chińska gazeta "Global Times" twierdzi jednak, że tym razem artysta może zostać skazany za nielegalne gromadzenie funduszy.

Ai Weiwei naraził się władzom w Pekinie, nazywając chińskich przywódców "gangsterami". Prowadził też kampanię społeczną, która miała zmusić rząd do opublikowania pełnej liczby ofiar trzęsienia ziemi w Syczuanie w 2008 r.

Artysta-dysydent mówi, że pieniędzy od sympatyków nie uważa za dotacje, lecz za pożyczkę, którą zwróci. 54-letni artysta jest m.in. współtwórcą narodowego stadionu w Pekinie. Zajmuje się też rzeźbą, architekturą, fotografią i filmem oraz tworzy instalacje.