Węgry ogarnął kryzys paliwowy. Jeszcze niedawno ceny na stacjach sięgały równowartości 5,70 zł za litr. Od wczoraj limit jednak nie obowiązuje. Ceny benzyny skoczyły o 30 proc, a oleju napędowego - o ponad 40 proc. Inflacja na Węgrzech przekracza 20 procent. A teraz minister rozwoju gospodarczego mówi, że po likwidacji limitu cenowego będzie ona wyższa o ponad dwa punkty procentowe.
Na wniosek koncernu naftowo-gazowego MOL rząd Węgier zdecydował o zniesieniu obowiązującego od listopada 2021 roku limitu cen na paliwo - poinformowali w nocy z wtorku na środę, na wspólnej konferencji prasowej, prezes MOL Zsolt Hernadi oraz szef kancelarii premiera Gergely Gulyas.
Stało się to, czego się obawialiśmy: unijne sankcje naftowe, które weszły w życie w poniedziałek, spowodowały zakłócenia w dostawach paliw na Węgrzech, które są odczuwalne dla wszystkich - powiedział Gulyas. Rząd utrzymywał limit cen tak długo, jak mógł - dodał, stwierdzając, że "wszystkie limity cenowe mają sens, o ile nie prowadzą do niedoborów produktów".
Od kilku dni węgierskie media pisały o nasilającej się panice, a na portalach społecznościowych publikowano zdjęcia i relacje z licznych stacji benzynowych, gdzie kierowcy ustawiali się w długich kolejkach w nadziei na zatankowanie pojazdu. Jednocześnie koncern MOL informował o "krytycznej sytuacji" oraz zagrożeniu bezpieczeństwa dostaw paliw.
Decyzja o zniesieniu limitu została ogłoszona od razu w węgierskim dzienniku urzędowym i weszła w życie we wtorek o godzinie 23.
MOL faktycznie próbuje teraz nadgonić dostawę. Ale przedwczoraj na konferencji prasowej prezes MOL mówił o tym, że potrwa uspokajanie rynku nawet dwa miesiące - mówi w Radiu RMF24 Dominik Hejj, specjalista od Węgier i autor książki "Węgry na nowo. Jak Viktor Orban zaprogramował narodową tożsamość".
O tę sytuację rząd Węgier obwinia Unie Europejską. Narracja jest jednoznaczna. Za to wszystko odpowiadają sankcje Unii Europejskiej i nie ma żadnej głębszej refleksji, która miałaby ten stan rzeczy zmienić - komentuje Hejj.
Problematyczne dla Węgier są też inne braki, niezwiązane z rynkiem paliw. Chodzi o produkty spożywcze.
Te braki się już powiększają, co bardzo widać. To jest trochę na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, gdzie mowa jest o tym, że ludzie czują, że być może ta polityka wsparcia ze strony państwa się skończy. Spełniło się to w przypadku paliw, gdzie nagle zaczęło ich brakować, a potem rząd po prostu się z tego wycofał. Teraz to też się zaczyna nakręcać. Rząd na razie w ogóle nie mówi, co z tym zrobi i ludzie zaczynają się niepokoić. Brakuje cukru, jajek, mleka - relacjonuje Dominik Hejj.
Najnowsze unijne sankcje dotyczące ropy nie dotykają jeszcze Węgier, bo ograniczenia nie dotyczą ropy transportowanej rurociągami, a tylko droga morską.
Większe problemy będą w lutym, kiedy zostanie zablokowany eksport. Póki co MOL ratował się dostawami z Bratysławy, czyli ze swojej rafinerii, która należy do spółki córki. To wymusi na Węgrach rozpoczęcie korzystania z innych kierunków - ocenia ekspert.