Izraelska ofensywa w Libanie potrwa jeszcze co najmniej tydzień – zapowiedział zastępca dowódcy izraelskiej armii. Wymiana ognia na pograniczu izraelsko–libańskim trwa już od sześciu dni. Międzynarodowa społeczność apeluje o pokój na Bliskim Wschodzie.

W Bejrucie trzyosobowa delegacja Organizacji Narodów Zjednoczonych próbuje przekonać władze do zawieszenia broni. Później ci sami dyplomaci pojadą do Izraela. Na razie konkretów w sprawie tych spotkań – brak.

Swoją misję pokojową na Bliskim Wschodzie planują także Stany Zjednoczone. W najbliższych dniach do ogarniętego wojną regionu wybiera się sekretarz stanu USA Condoleeza Rice. O tym, jak Ameryka komentuje to, co dzieje się w Libanie – w relacji korespondenta RMF Jana Mikruty:

Głos w sprawie konfliktu na pograniczu izraelsko-libańskim zabrał także Iran. Według ministra spraw zagranicznych zadowalającym warunkiem zawieszenia broni byłaby wymiana więźniów.

Po południu Hezbollah odrzucił warunki zawieszenia broni, jakie kilka dni temu postawił Izrael. Premier Ehud Olmert mówił o uwolnieniu porwanych izraelskich żołnierzy, wstrzymaniu ostrzału rakietowego izraelskich miast i wdrożeniu rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, która nakazuje rozbrojenie islamskiego Hezbollahu.

Wymiana ognia na pograniczu libańsko–izraelskim nie ustaje. Głównym celem izraelskich ataków pozostaje południe Libanu i siedziby Hezbollahu w samym Bejrucie, składy paliw, stanowiska radarowe armii libańskiej, wyrzutnie pocisków rakietowych. Niestety pociski nie zawsze dosięgają celów. Po południu izraelska rakieta trafiła w libański mikrobus, którym jechało 12 cywilów. Wszyscy zginęli.

Hezbollah odpowiedział ostrzałem rakietowym północnego Izraela. Rakiety spadły na miasto Afula, obrzeża Nazaretu oraz wieś Talel, gdzie trzy osoby zostały ranne, a później na Hajfę - trzecie co do wielkości miasto izraelskie. W związku z atakami rakietowymi Hezbollahu władze izraelskie zdecydowały się zamknąć port w Hajfie, jeden z głównych punktów tranzytowych izraelskiego handlu zagranicznego.

Mieszkańcy przygranicznych miejscowości w obawie przed ostrzałem Hezbollahu praktycznie nie wychodzą ze schronów, pozamykane są szkoły i fabryki. Zupełnia inna atmosfera panuje w Tel Awiwie - informuje korespondent RMF Eli Barbur. Posłuchaj:

Izraelscy eksperci wojskowi oceniają, że Hezbollah może mieć rakiety średniego zasięgu, ale nie odpali ich na Tel Awiw bez zgody Iranu. A ten poza słownymi pogróżkami nie odważy się wejść w otwarty konflikt z Państwem Żydowskim. Poza tym taki atak oznaczałby rozpoczęcie przez Izrael wojny na pełną skalę. Relacja Elego Barbura:

Od 6 dni lotnictwo, marynarka wojenna i artyleria Izraela niszczy bazy terrorystów, drogi, mosty, składy broni i ośrodki szkoleniowe. Konflikt wybuchł w środę, gdy terroryści z Hezbollahu zaatakowali izraelski posterunek graniczny na północy Izraela. W walkach zginęło 8 Izraelczyków, a dwóch zostało porwanych. W odpowiedzi Izrael natychmiast zaatakował południowy Liban, całkowicie kontrolowany przez Hezbollah. W starciach po obu stronach zginęło w sumie ok. 180 osób, kilkaset kolejnych zostało rannych.

Wg ostatnich wypowiedzi Izraela, wojska zniszczyły około 1/3 rakiet należących do Hezbollahu. Władze przyznały jednak, że organizacja posiada jeszcze tysiące rakiet typu Katiusza. Nieoficjalnie izraelskie źródła twierdzą, że na tym etapie prawdopodobnie nie uda się zniszczyć Hezbollahu. Przewidują też, że obecna operacja zbrojna może potrwać jeszcze około tygodnia.