Jeśli się pojawi, obiad zje za darmo. Niektórzy już nawet wiedzą, co będzie jadł. Restauratorzy w Waszyngtonie mają nadzieję, że Barack Obama nie będzie korzystał wyłącznie z kuchni Białego Domu i od czasu do czasu wraz z żoną zdecyduje się na prywatną wizytę w którymś z lokali w stolicy USA.
Mieszkańcy amerykańskiej stolicy pamiętają wciąż Billa Clintona, który uprawiał jogging na ulicach Waszyngtonu, a zdarzało mu się nawet zajrzeć do McDonalda. Problem w tym, że były to czasy przed 11 września. George W. Bush nie zachowywał się już tak swobodnie, co zresztą mu stale wypominano. Stąd nadzieja Amerykanów, że być może zapowiadane przez Obamę zmiany dotyczyć będą również tej kwestii.
Waszyngtońscy restauratorzy zapewniają, że dla wyjątkowego gościa stolik zawsze się znajdzie i gorąco go zapraszają. Pytanie tylko, czy ta gościnność nie skończy się po pierwszej potencjalnej wizycie. Takie odwiedziny mogłyby bowiem oznaczać konieczność zamknięcia ulic w centrum miasta czy odholowania zaparkowanych tam pojazdów. Z powodu jednego znakomitego gościa restauracje straciłyby więc kilkudziesięciu innych.