W kosmosie mieli być 7 dni. Właśnie mija dzień 63, a perspektywy nie są zbyt optymistyczne. Para astronautów, która przebyła na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) utknęła na orbicie i nie wróci aż do 2025 roku.

Barry "Butch" Wilmore - dowódca misji - i Sunita "Suni" Williams dotarli do stacji kosmicznej 6 czerwca. Podczas ich lotu na ISS w statku Starliner konstrukcji Boeinga doszło do wycieku helu, a awarii uległo pięć z 28 silników. Tuż przed dokowaniem kapsuły astronautom udało się uruchomić dwa z nich. Amerykanie mieli przybywać na stacji przez siedem dni.

Przed lotem NASA informowała, że Starliner może pozostać zadokowany do ISS maksymalnie przez 45 dni. Para amerykańskich astronautów przebywa obecnie na stacji już 63 dni. Lot Butcha i Suni jest pierwszym lotem testowym Boeinga z załogą na pokładzie. Był on dwukrotnie odwoływany.

Teraz astronauci nie mogą wrócić bezpiecznie na Ziemię, a NASA traci cierpliwość do amerykańskiego giganta i daje do zrozumienia, że naukowcy mogą w ogóle nie wsiąść na pokład Starlinera. To największy rywal kosmiczny Boeinga - SpaceX może zostać wybrany do misji uwolnienia Wilmore'a i Williams. Takie rozwiązanie wydłuży jednak najprawdopodobniej ich pobyt w kosmosie o kolejne pół roku.

Boeing przeprowadził testy naziemne, które wykazały, że za awariami mogły stać wadliwe uszczelki, wybrzuszające się pod wpływem ciepła i ograniczające przepływ paliwa. Ta informacja nie uspokoiła pracowników NASA, którzy, jak poda CNN "czują się coraz bardziej nieswojo w związku z niepewnością wynikającą ze stanu silników" statku. W rezultacie nikt nie jest przekonany, czy powrót astronautów Starlinerem na Ziemię będzie bezpieczny.

Amerykańska agencja kosmiczna wciąż analizuje sytuacje i przygotowuje plany awaryjne.