Co najmniej dwóch amerykańskich urzędników, stacjonujących w Niemczech, potrzebowało pomocy medycznej po wystąpieniu objawów tzw. syndromu hawańskiego (Havana Syndrome). Sprawę opisuje amerykański „Wall Street Journal” (WSJ).
Dyplomaci, jak twierdzą, zaczęli w ostatnich miesiącach narzekać na nudności, silne bóle głowy, bóle uszu, zmęczenie, bezsenność i ospałość. "Są to pierwsze takie przypadki zgłoszone w kraju NATO, w którym znajdują się wojska amerykańskie i broń jądrowa" - podkreśla "WSJ". Amerykańscy dyplomaci dodali, że podobne incydenty zostały odnotowane wśród amerykańskich urzędników stacjonujących w innych krajach europejskich, ale odmówili podania dodatkowych szczegółów. Z ustaleń "WSJ" wynika, że wśród osób dotkniętych dolegliwościami znajdowali się "oficerowie wywiadu lub dyplomaci, zajmujący się kwestiami związanymi z Rosją, takimi jak eksport gazu czy cyberbezpieczeństwo".
Zestaw symptomów, określonych mianem syndromu hawańskiego, pojawił się po raz pierwszy w 2016 r. u amerykańskich dyplomatów na Kubie. Później przypadki takie zaobserwowano w Chinach, Rosji, a ostatnio w Austrii. "Niepotwierdzone przypadki odnotowano w Polsce, na Tajwanie, w Gruzji, a nawet w Waszyngtonie" - opisuje "WSJ".
"Niektórzy urzędnicy amerykańscy stwierdzili, że objawy mogą być spowodowane atakami, wykorzystującymi częstotliwości radiowe zbliżone do promieniowania mikrofalowego".
Amerykanie powołali specjalną grupę mającą za zadanie ustalenie przyczyn pojawiania się objawów. Na jej czele stanął doświadczony oficer CIA, tropiący swojego czasu Osamę bin Ladena, a w skład grupy weszli obecni i byli urzędnicy zaznajomieni ze sprawą.
"WSJ" dotarł do jednego z pracowników ambasady, który niedawno przyjechał z placówki w Europie na leczenie w amerykańskim wojskowym centrum medycznym. U osoby tej "lekarze zdiagnozowali uszkodzenie mózgu, jakie można spotkać u osób narażonych na falę uderzeniową, spowodowaną eksplozjami. (...) Objawy były poprzedzone przeszywającym bólem ucha, wysokimi dźwiękami elektronicznymi i ciśnieniem w uszach" - opisuje "WSJ". "Nie mamy na to dowodów, ale uderzające jest to, że niektórzy z nas pracowali nad sprawami związanymi z Rosją" - powiedział nieujawniający swojego nazwiska pracownik ambasady.
Rzecznik Departamentu Stanu nie udziela odpowiedzi na pytania dotyczące incydentów. Zapewnia, że "wszyscy pracownicy, którzy zgłosili niewyjaśnione przypadki zdrowotne, otrzymali natychmiastową i właściwą opiekę" i podkreśla, że istotne jest "zbadanie przyczyn tych incydentów i sposoby ochrony pracowników" - pisze "WSJ". Do tej pory, "pomimo tego szeroko zakrojonego śledztwa (...) nie udało się ustalić, czy te obrażenia są wynikiem zaangażowania jakichkolwiek konkretnych podmiotów" - dodał rzecznik.
"Sytuacja wywołuje niepokój wśród dyplomatów stacjonujących w krajach, w których zaszły incydenty, a także wśród tych, którzy mają tam zostać wysłani" - podkreśla "WSJ". W Niemczech ambasada USA nie powiadomiła o nich rządu niemieckiego, ponieważ nadal prowadzi wewnętrzne śledztwo. "Wrogie działania Rosji w Niemczech, od kampanii dezinformacyjnych po szpiegostwo i hakowanie, wzrosły do poziomów nie widzianych od czasów zimnej wojny. Metody stają się coraz ostrzejsze, a środki bardziej brutalne" - uważa Thomas Haldenwang, szef niemieckiego kontrwywiadu.
Jak informuje "WSJ", blisko 20 amerykańskich urzędników pracujących w Austrii także zgłosiło tajemnicze objawy - było to najwięcej przypadków od 2016 r. Amerykanie byli najprawdopodobniej oficerami wywiadu.
Ambasada rosyjska w Berlinie odcina się od udziału w sprawie, uważając że to "rusofobiczna machina propagandowa wciąż masowo produkuje fałszywe historie" - cytuje "WSJ".
Austriaccy urzędnicy zajmujący się sprawą są zdania, że "śledztwo skomplikowała decyzja USA o zachowaniu w tajemnicy ważnych aspektów incydentów, w tym danych medycznych. Możliwe, że ataki zostały zlecone przestępczości zorganizowanej, ale trudno zrozumieć, dlaczego Rosjanie lub ktokolwiek inny miałby to zrobić. Wygląda na to, że kampania ma na celu krzywdzenie ludzi bez wyraźnego powodu".