Potężne dźwigi, gigantyczne rumowisko, wciąż nieznane rozmiary tragedii, tymczasowe kostnice, rozpacz i szok - to Stany Zjednoczone dwa dni po zamachach terrorystycznych na World Trade Center i Pentagon. Mimo to kraj próbuje wrócić do normalności.
Jedną z podstawowych oznak powrotu do normalności byłoby przywrócenie ruchu lotniczego. Jego zatrzymanie dotknęło przecież całe Stany Zjednoczone. Dziennie odbywa się tam około 4 tysięcy lotów. Władze federalne zezwoliły wczoraj na częściowe otwarcie ruchu - na razie tylko dla samolotów, które w dniu ataku zostały skierowane na inne lotniska niż ich miejsce przeznaczenia. Kiedy cały system ruszy nie wiadomo. Wymaga to wprowadzenia szeregu zaostrzonych przepisów bezpieczeństwa. Rozładowanie opóźnień zajmie z pewnością kilka dni. Kolejnym elementem powrotu do normalności byłoby otwarcie giełdy. Rząd w Waszyngtonie naciskał bardzo na jej uruchomienie już dzisiaj. Nie nastąpi to jednak wcześniej niż jutro, a najprawdopodobniej w poniedziałek. Szefowie giełdy przekonywali, że co prawda dla sytuacji kraju byłoby lepiej gdyby Wall Atreet pracowało normalnie. Nie może jednak, bo choć jest prąd i łączność telefoniczna, to zwały gruzu prawie nie pozwalają się tam dostać. Ponadto dla prawidłowego działania rynku instytucje tam obecne powinny mieć równe szanse, a wiele z nich przecież wciąż nie może się doliczyć setek swych pracowników, nie mówiąc o tym, że nie ma żadnych pomieszczeń biurowych. Na szczęście wszystkie dane uda się odzyskać. Zostały zdublowane na fali lęku przed milenijną pluskwą. Będą pieniądze na bieżące potrzeby. Kongres pracuje nad specjalną ustawą przeznaczającą na te cele 20 miliardów dolarów.
10:05