Mieszkanka stanu Kolorado nie straciła zimnej krwi, gdy zobaczyła swojego 5-letniego synka zaatakowanego przez pumę. Jego głowa znajdowała się w paszczy drapieżnika. Kobiecie udało się rozluźnić uścisk zwierzęcia i wyciągnąć dziecko. Puma uciekła.

Mieszkanka stanu Kolorado nie straciła zimnej krwi, gdy zobaczyła swojego 5-letniego synka zaatakowanego przez pumę. Jego głowa znajdowała się w paszczy drapieżnika. Kobiecie udało się rozluźnić uścisk zwierzęcia i wyciągnąć dziecko. Puma uciekła.
Puma, która zaatakowała mogła mieć ok. 2 lat. (zdjęcie ilustracyjne) /RONALD WITTEK /PAP

Do zdarzenia doszło w Aspen - amerykańskiej miejscowości, która słynie jako ośrodek narciarski. Matkę dwójki chłopców zaniepokoiły krzyki dochodzące sprzed domu. Gdy wybiegła na zewnątrz, zorientowała się, że jeden z jej synów został zaatakowany przez pumę, która przybyła z pobliskich gór. 

Kobieta podbiegła do drapieżnika, zdecydowanym ruchem rozluźniła uścisk łapy zwierzęcia i wsadziła do pyska swoją rękę. Następnie jak dźwignią rozwarła nią szczęki pumy. Dzięki temu chłopiec mógł wyjąć bezpiecznie głowę - powiedział agencji Associated Press zastępca szeryfa w Aspen, Michael Buglione.

Puma uciekła. Chłopiec z licznymi głębokimi ranami na twarzy, głowie i szyi trafił do szpitala. Jego matka również została ranna: ma podrapane i pogryzione ręce oraz nogę. Kobieta nie wymaga jednak opieki szpitalnej. 

Zdaniem Matta Robinsa - rzecznika Parku Narodowego w Kolorado - puma, która zaatakowała mogła mieć ok. 2 lat. Nie osiągnęła jeszcze pełnych rozmiarów dorosłego osobnika. 

Od 1990 roku w wyniku ataków florydzkich panter śmierć poniosły 3 osoby, a 18 zostało rannych.

APA