Stosowana przez Stany Zjednoczone nowoczesna broń, pozwoli uniknąć zniszczeń i wielu ofiar w Iraku - twierdzi szef połączonych sztabów generał Richard Myers. Wtóruje mu amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld. Biały Dom przyznał jednak, że wśród ofiar rozpoczętej wczoraj kampanii mogą być także cywile.
Nie ma porównania. Broń, której używamy dzisiaj ma taki stopień precyzji o jakiej nikomu się nie śniło podczas poprzednich konfliktów. Ona wcześniej nie istniała - zapewniał Donald Rumsfeld. Dyplomaci podkreślają jednocześnie, że celem ataku były wyłącznie obiekty wojskowe.
W pierwszej fazie masowych bombardowań Bagdadu wzięły udział prawie wszystkie rodzaje amerykańskich bombowców i myśliwców. „ Szok i przerażenie” siały między innymi bombowce B 2, B 1 i B 52. Te ostatnie od niedawna stacjonują w bazie wojskowej RAF-u Fairdford w środkowej Anglii. Sześć z nich wystartowało już wczoraj przed południem i skierowało się w rejon Zatoki Perskiej.
Wojenny marsz Stanów Zjednoczonych przez cały czas wspiera Wielka Brytania.
Brytyjczycy mają do dyspozycji około 100 maszyn. Są wśród nich szturmowe Jaguary, Tornada i transportowe Herkulesy. Jednostkami, które z pewnością okażą się niezbędne dla ogromnej większości amerykańskich samolotów, będą latające brytyjskie stacje paliwowe oraz samoloty wczesnego ostrzegania.
Oddziałami, o których oficjalnie mówi się niewiele, są jednostki szybkiego reagowania SAS. Możliwe, że do pewnego czasu działają one na tyłach irackiej armii, z ziemi identyfikując cele atakowane z powietrza. Żołnierze SAS działają zwykle pod osłoną nocy i są zupełnie samowystarczalni.
Nie można jednak zapominać, że obecność Brytyjczyków w Zatoce Perskiej nie przesądzi losów wojny. Pozwala jednak Amerykanom mówić o koalicji – dwupaństwowej, ale jednak koalicji. Zarówno na świecie, jak i w Wielkiej Brytanii ten sojusz budzi wiele zastrzeżeń. Dla Waszyngtonu jest jednak niesłychanie ważnym, politycznym alibi.
FOTO: Archiwum RMF
02:50