Niekończąca się historia czyli amerykańskich wyborów ciąg dalszy. Mimo ogłoszenia Georga W. Busha zwycięzcą w wyborach na Florydzie, walka o prezydenturę trwa. Zwycięstwo w tym stanie daje zwycięstwo republikaninowi. Gore nie poddaje się.
Prawnicy demokratycznego kandydata Ala Gora złożyli do sądu pozwy kwestonujące wyniki wyborów w trzech hrabstwach Florydy. Demokraci twierdzą, że tysiące oddanych tam głosów albo nie zostało policzonych, albo zostały niewłaściwie policzone lub zakwalifikowane. Tymczasem większość Amerykanów chce, by wyborcza odyseja wreszcie się skończyła, a kandydat demokratów Al Gore zrezygnował z dalszej walki o Biały Dom - wynika z najnowszych sondaży opublikowanych wspólnie przez sieć ABC i dziennik " Washington Post". Aż sześćdziesiąt procent ankietowanych uważa, że Gore powinien przyznać się do wyborczej porażki, zwłaszcza po tym jak wyniki z Florydy potwierdziły zwycięstwo w tym stanie kandydata republikanów George'a W.Busha.
W zwycięstwo Gore'a nie wierzą już chyba nawet jego zwolennicy. Przyznają, że jego starania o odwrócenie tego wyniku przed sądem będzie trudne - zarówno z prawnego jak i z arytmetycznego punktu widzenia. Jako przegrywający Gore musi udowodnić, że wynik wyborów jest błędny, musi zdobyć brakujących mu do zwycięstwa 538 głosów – pisze „Washington Post”. W tym celu wstępuje on na zupełnie nieznany teren, gdyż w historii nigdy się jeszcze nie zdarzyło zaskarżenie wyników prezydenckiej elekcji na Florydzie. Rezultat tych starań jest zupełną niewiadomą. Gore będzie się starał odwrócić coś, co się stało, bo nie zdołał już temu zapobiec – pisze „The New York Times”. Czasu ma jednak niewiele, i to nie tylko prawnie, gdyż elektorzy muszą zostać wybrani najpóźniej za 16 dni, ale także politycznie, bo Amerykanie mogą uznać, że wystarczy już prezydenckiej szarpaniny.
foto Grzegorz Jasiński RMF Waszyngton
18:50