Podczas brukselskiego szczytu nie doszło do żadnego kompromisu ws. europejskiej konstytucji, gdyż polska delegacja broniła Nicei jak Westerplatte. Chodzi o korzystny dla Polski system głosowania w Radzie Unii Europejskiej. Ta postawa nie podobała się Francuzom i Niemcom.

REKLAMA

W kraju polscy przywódcy obnoszą się z twardą postawą w sprawie nicejskiego systemu głosowania. Nawet opozycja składała szefowi rządu gratulacje. I być może ładnie to wszystko wygląda w telewizji, ale szczerze powiedziawszy, to chwilowy triumf. Są tacy, którzy twierdzą, że to pyrrusowe zwycięstwo.

W komentarzu w niemieckiej telewizji ARD pojawił się już nowy podział Europy na idealistów, którzy wnoszą coś do wspólnego dziedzictwa - i nie chodzi tu wyłącznie o pieniądze do unijnej kasy - czyli w domyśle: Niemcy, oraz na państwa o kramarskich duszach (czytaj: Polska i Hiszpania), które chcą tylko czerpać dla siebie profity z Unii.

Niewykluczone więc, że gdy przyjdzie do podziału unijnej kasy, Polska zapłaci za swe twarde stanowisko. Już na początku stycznia Komisja Europejska przedstawi propozycje na temat budżetu 2007-2013 i rozpocznie się debata nad podziałem unijnych pieniędzy. Po wczorajszym fiasku szczytu w Brukseli kanclerz Gerhard Schröder wyraźnie dał do zrozumienia, że konstytucja i budżet mogą zostać powiązane. A to oznacza, że Berlin, który najwięcej wpłaca do unijnego budżetu, zakręci Polsce kurek z pieniędzmi.

Ponadto czekają nas konsekwencje polityczne. Prezydent Francji Jacques Chirac zamierza tworzyć Unię dwóch prędkości, czyli UE pierwszej i drugiej klasy. Polska oczywiście znalazłaby się w tej drugiej lidze. Oznaczałoby to, że najważniejsze decyzje dotyczące przyszłości Unii będą podejmowane za naszymi plecami.

21:15