Zmarła 75-letnia kobieta, która została ciężko ranna w wypadku na ul. Piotrkowskiej w Łodzi - poinformowała w rozmowie z RMF FM rzeczniczka łódzkiej policji Joanna Kącka. Do tragedii doprowadził pijany motorniczy tramwaju, który nie zatrzymał się na przystanku i na czerwonym świetle wjechał na skrzyżowanie. Na miejscu zginęły dwie kobiety.
75-latka straciła w wypadku nogi. W szpitalu przeszła bardzo poważną, 4,5-godzinną operację z udziałem chirurgów, chirurgów naczyniowych i neurologów. Jej stan - jak informowano dzień po wypadku - był ciężki, ale stabilny. Rzecznik szpitala im. Kopernika Adriana Sikora powiedziała wtedy reporterce RMF FM Agnieszce Wyderce, że pacjentka jest utrzymywana w śpiączce farmakologicznej, by nie cierpiała.
Tragiczny wypadek wydarzył się w poniedziałek na ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Prowadzony przez pijanego motorniczego tramwaj linii 16 nie zatrzymał się na przystanku i wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Na miejscu zginęły dwie kobiety - w wieku 72 i 77 lat - przechodzące przez przejście dla pieszych. Trzecią, 75-letnią kobietę w stanie ciężkim przewieziono do szpitala. Tramwaj uderzył w jadącego prawidłowo opla - jego kierowca także trafił do szpitala, ale z lżejszymi obrażeniami.
Jak dotąd nie ma jasności, jak dokładnie przebiegał wypadek. Prokuratura poinformowała, że wersje świadków różnią się. Według jednych, tramwaj bezpośrednio uderzył w przechodzące przez pasy osoby, według innych, najpierw uderzył w auto i to ono potrąciło kobiety na przejściu dla pieszych. Niestety monitoring miejski nie zarejestrował bezpośrednio zdarzenia, bo jego kamery pracują w systemie obrotowym i w czasie, gdy doszło do tragedii, kamera była odwrócona w inną stronę - wyjaśnił na spotkaniu z dziennikarzami rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.
Dodał natomiast, że śledczym udało się pozyskać inne nagrania, m.in. od osób prywatnych, na których widać, że tramwaj poruszał się z dużą prędkością, nie zatrzymał się na przystanku, wjechał na czerwonym świetle na skrzyżowanie i uderzył w skręcający z ul. Radwańskiej w ul. Piotrkowską samochód. Na tych nagraniach nie widać jednak bezpośrednio momentu potrącenia kobiet. Kopania zaznaczył, że prokuratura nadal czeka na odtworzenie zapisu monitoringu zainstalowanego w tramwaju. Problem w tym, że - jak się okazało - dysk został uszkodzony i do odczytu jego zapisu śledczy będą musieli powołać biegłych.
Pewne jest natomiast, że w chwili wypadku motorniczy był pijany - miał 1,2 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Prokuratura postawiła mu już zarzut spowodowania po pijanemu wypadku ze skutkiem śmiertelnym, a sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie dla niego. Mężczyźnie grozi do 12 lat więzienia.
Nie jest jednak wykluczone, że zarzut postawiony Piotrowi M. zostanie zmieniony na poważniejszy. Najpierw jednak śledczy muszą ustalić, czy na przejściu dla pieszych znajdowało się w chwili wypadku więcej osób niż trzy potrącone kobiety. Jeśli tak, motorniczy może usłyszeć zarzut spowodowania zagrożenia katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi do 15 lat więzienia.
W czasie przesłuchania w prokuraturze Piotr M. przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył wyjaśnienia. Twierdził, że przyszedł do pracy trzeźwy. Potwierdził również - co pokazywały nagrania z monitoringu - że alkohol kupił w sklepie znajdującym się w pobliżu pętli tramwajowej. W czasie pracy wypił około 0,5 litra alkoholu o mocy 36 procent. Pił w czasie postojów tramwaju na obu pętlach. Jak twierdził, powodem były kłopoty rodzinne.
Jak podał rzecznik Kopania, z relacji motorniczego wynika, że nie pamięta samego wypadku. Przypomina sobie jedynie, że po raz ostatni zatrzymał się na wcześniejszym przystanku. Później przestał kontrolować sytuację - ocknął się dopiero, kiedy ktoś z pasażerów dobijał się do jego kabiny i zaciągał hamulec bezpieczeństwa.