Na karę 8 lat pozbawienia wolności został skazany 41-letni mieszkaniec Łodzi, który wytwarzał nielegalnie substancje wybuchowe. Wyprodukowane przez niego ładunki niespodziewanie eksplodowały podczas kontroli mieszkania. Mężczyzna został oskarżony m.in. o narażenie na utratę życia i zdrowia dwojga policjantów i dwóch strażaków.
Na ławie oskarżony oprócz Roberta N. zasiadał też jego znajomy Piotr K. (również 41-latek), który miał dostarczać Robertowi N. m.in. związki do produkcji substancji wybuchowej oraz nielegalnie posiadać amunicję. Sąd wymierzył Piotrowi K. karę 2 lat i czterech miesięcy więzienia.
Obrońca N. już zapowiedział apelację, bo - jak powiedział - ma zastrzeżenia, co do wyroku. Apelacji nie wyklucza również prokuratura, ale najpierw musi zapoznać się z pisemnym uzasadnieniem orzeczonej kary.
Do zdarzenia doszło w grudniu 2017 roku. Policja otrzymała zgłoszenie od lokatora jednego z mieszkań przy ulicy Przemysłowej w Łodzi, że jego sąsiadka od kilku dni pozostaje zamknięta w swoim mieszkaniu. Przybyli na miejsce funkcjonariusze policji i strażacy przez uchylone okno dostali się do mieszkania, gdzie zastali leżącą na podłodze kobietę, która nie mogła wstać z powodu urazu barku.
Kobieta poprosiła funkcjonariuszy o odnalezienie telefonu, dokumentów oraz lekarstw. Gdy ci udali się do drugiego pokoju, zauważyli poustawiane na segmencie zamknięte metalowe pojemniczki. Ich uwagę zwrócił również stojący na parapecie wazonik, wypełniony substancją przypominającą cement; takie same przedmioty znajdowały się na balkonie. Jak podała kobieta, pojemniki te należały do jej syna.
Jeden z funkcjonariuszy podniósł stojący na parapecie wazonik i wówczas doszło do eksplozji, w wyniku której obrażeń doznał policjant, policjantka oraz dwóch strażaków. Urazy dwóch osób - policjanta i strażaka - biegły zakwalifikował, jako ciężki uszczerbek na zdrowiu. Pozostałe dwie osoby doznały obrażeń, które naruszyły czynności narządów ciała na czas powyżej siedmiu dni.
Podczas przeszukania na miejscu zdarzenia odnaleziono m.in. znaczne ilości śrutu strzelniczego, 54 pojemniki z tworzywa sztucznego z zawartością śrucin oraz pojemniki z substancjami o różnej konsystencji.
Ustalono, że w mieszkaniu kobiety przebywał jej syn Robert N., który zajmował się wypełnianiem pocisków śrutowych substancjami wybuchowymi, a następnie zabezpieczał je lakiem. Według śledczych, tak przygotowywane pociski miał przekazywać swojemu koledze, który z kolei miał dokonywać ich dalszej odsprzedaży.
W mieszkaniu - drugiego z mężczyzn - Piotra K. odnaleziono m.in. pistolet na śrut, skorupę granatu wraz z mechanizmem zapalnika, lufy do broni, dwie wiatrówki oraz osiem pudełek ze śrutem i substancjami chemicznymi. Dalsze działania ujawniły, że obaj mężczyźni wspólnie zajmowali się wytwarzaniem pocisków śrutowych w jeszcze innym lokalu w łódzkiej dzielnicy Bałuty. Policja znalazła tam m.in. liczne przyrządy ze śladami bordowej substancji, którą mężczyźni stosowali do nielegalnej produkcji.
Ogłaszając wyrok sąd stwierdził, że stała się ogromna tragedia i uznał, że mężczyźni są winni zarzucanych im czynów. Zdaniem sądu zebrany przez prokuraturę materiał dowodowy był kompletny i pozwolił na faktyczne ustalenia zdarzenia. Wspierany był też opiniami biegłych. Według sądu Robert N. nie chciał, co prawda spowodować obrażeń, ale na ich spowodowanie się godził. Zwrócił też uwagę, że choć zostało rannych czworo funkcjonariuszy, w tym dwoje bardzo ciężko, to nie było widać u oskarżonego żadnego współczucia.
Z kolei na wysokość kary wobec Piotrka K. miały wpływ m.in. jego poprzednia karalność i działanie w celach zarobkowych. Za okoliczności łagodzące sąd uznał postawę K. po opuszczeniu aresztu.