Wrocławska prokuratura złożyła zażalenie na decyzję sądu, który nie aresztował ginekologa Andrzeja W. Lekarz oskarżony jest o wyłudzanie pieniędzy od pacjentek za fikcyjne leczenie. Prokuratura obawia się że Andrzej W. nadal uprawia swój proceder. W sumie postawiono mu ponad 50 zarzutów, a zeznania złożyło 26 poszkodowanych kobiet.
Ginekolog często straszył kobiety schorzeniami, które rzekomo u nich wykrył. Twierdził, iż pacjentki muszą być natychmiast poddane kuracji. Często było tak, że przerażona kobieta prosto z gabinetu szła po pieniądze i natychmiast wracała do lekarza, aby uporać się z chorobą.
Według prokuratury ginekolog dopuszczał się także innych oszustw, np. mówił pacjentkom o zastosowaniu u nich drogich specyfików o cenie kilkuset złotych, podczas gdy w rzeczywistości stosował najtańsze, w cenie kilkudziesięciu złotych.
Lekarz nie przyznaje się do winy, przyznaje jedynie, że usypiał swoje pacjentki, choć nie miał do tego uprawnień. Podejrzany jest też m.in. o przyjmowanie korzyści majątkowych od 2 do 3 tys. zł za np. cesarskie cięcie podczas porodu.
Andrzej W. - lekarz jednego z wrocławskich szpitali i właściciel prywatnego gabinetu - wykonywał u siebie zabiegi przy znieczuleniu ogólnym, choć nie miał ani uprawnień anestezjologa, ani nawet potrzebnego sprzętu do m.in. reanimacji, defibrylatora i innych niezbędnych urządzeń medycznych. Dlatego prokuratura zarzuca mężczyźnie także narażenie zdrowia i życia pacjentek.