Podczas przesłuchania byłego szefa PKN Orlen, sejmowym śledczym nie udało się ustalić, kim oprócz Jukosu są pozostali właściciele tajemniczej spółki Petroval z siedzibą w Szwajcarii.
Pod koniec 2002 roku Wróbel podpisał z Petrovalem kontrakt na długoterminowe dostawy dla Orlenu. Kontrakt miał gwarantować bezpieczeństwo dostaw. Ale jak wiadomo Jukos ostatnio zakręcił kurek, bo zbankrutował.
Zwykłego obywatela może zdziwić fakt, że prezes giełdowej spółki nie był zainteresowany kim są pozostali właściciele, czyli kto miał na tym interesie zarobić.
Śledczych też to najwyraźniej nurtowało: Czy normalną rzeczą jest podpisywanie kontraktów z firmami, co do których się nie zna właściciela? Czy jednym z właścicieli Petrovalu lub spółki od niego zależnej był Jan Kulczyk? - pytał Roman Giertych. Nic mi o tym nie wiadomo - brzmiała odpowiedź.
Wróbel przez cały czas przekonuje, że kontrakt był korzystny i bezpieczny, bo dostatecznym gwarantem jakości usług miał być Jukos. Tak się jednak składa, że rosyjski gigant jest bankrutem, a kontrakt nie ma zabezpieczeń bankowych. Jak więc Orlen ma dochodzić swoich praw za poniesione straty? – pytali śledczy. Pozostaje droga sądowa – odpowiadał Wróbel. Jak twierdził może to zająć kilka miesięcy w najlepszym razie. Nie potrafił jednak podać żadnego konkretnego przykładu rekompensaty odzyskanej w tak rekordowym tempie. Czy taki kontrakt można więc uznać, za bezpieczny i korzystny?