Choć minął tydzień, nadal nie wiadomo, kto siedział za kierownicą samochodu, który spowodował w Gdyni dwa wypadki. Kierowca, który najpierw uderzył a autobus, a później w trolejbus, porzucił bowiem samochód na miejscu wypadku. Policjantom udało się ustalić, do kogo należy auto, ale wciąż nie wiadomo, kto siedział za jego kółkiem i spowodował obie kolizje.
Policja - od tygodnia - mówi mniej więcej to samo. Prowadzi postępowanie o wykroczenie, trwają czynności wyjaśniające - a jednym z pierwszych ich elementów będzie ustalenie, kto kierował pojazdem i przesłuchanie tej osoby w charakterze sprawcy wykroczenia. I jest to tylko... kwestia czasu. Mamy dane właściciela pojazdu. Pojazd został zabezpieczony. W pojeździe zabezpieczyliśmy ślady. Natomiast osoba, która kierowała tym pojazdem ma świadomość tego, że będzie ponosić odpowiedzialność karną i utrudnia nasze działanie w pewien sposób. Od właściciela pojazdu też nie otrzymaliśmy konkretnych informacji, kto w tym dniu, o tej godzinie, prowadził auto - mówi Michał Rusak, oficer prasowy gdyńskiej policji.
Niewykluczone, że właściciel samochodu także będzie musiał liczyć się konsekwencjami, jeśli okaże się, że utrudniał policji prowadzenie postępowania. Jeśli się okaże, że ta osoba dobrze wiedziała, kto tym autem jechał, a mimo wszystko nie chciała nam o tym powiedzieć, potencjalnie może również ponieść konsekwencje - mówi Rusak. Wiadomo na pewno, że samochód, którym kierował sprawca kolizji i wypadku był zwykłym, prywatnym autem. Trudno więc przypuszczać, aby właściciel rzeczywiście nie wiedział, kto mógł prowadzić pojazd.
Gdy przekroczenie prędkości zarejestruje fotoradar i nie można ustalić, siedział za kierownicą, to karany jest właściciel pojazdu. W tym przypadku policjanci absolutnie nie chcieliby dopuścić do takiego rozwiązania. Gdybyśmy chcieli zastosować taki środek wobec właściciela pojazdu, sprawa samej kolizji pozostanie nadal niewyjaśniona. Przekroczenie prędkości jest o wiele mniej zagrażającym bezpieczeństwu wykroczeniem niż spowodowanie konkretnej kolizji. Tym bardziej, że kolizja była z pojazdem komunikacji miejskiej, w którym ucierpiała jedna osoba. Pociągnięcie do odpowiedzialności tylko właściciela pojazdu, w tym wypadku było by ostatecznością. W pierwszej kolejności zależy na tym wyjaśnieniu kto tym autem kierował - mówi Michał Rusak, który nie zgadza się z twierdzeniem, że w oczach opinii publicznej policjanci są tej sprawie po prostu bezradni. Jak mówi, nadal liczą na to, że kierowca sam się do nich zgłosi, choć teraz nie może już raczej liczyć na łagodne potraktowanie.
Do kolizji i wypadku doszło w zeszłą środę, w odstępie kilku minut, w ścisłym centrum Gdyni. Kierowca osobowego samochodu najpierw na ulicy Władysława IV uderzył w miejski autobus, a później - uciekając z miejsca tej kolizji - już na ulicy Świętojańskiej zderzył się z trolejbusem. W wypadku ranna została jedna osoba. Kierowca, podobnie jak za pierwszym razem, także uciekał z miejsca zderzenia. Pieszo, bo rozbite auto nie nadawało się już do jazdy.