Naukowcy nie mają wątpliwości co do szkodliwego wpływu smogu na zdrowie. Dla walki o czyste powietrze kryzys energetyczny jest zarówno szansą, jak i zagrożeniem - pisze poniedziałkowa "Rzeczpospolita".
Dziennik podkreśla, że powietrze w Polsce należy do najbardziej zanieczyszczonych w Europie, zwłaszcza jeśli chodzi o pyły zwieszone (PM10 i PM2.5) oraz benzo(a)piren, czyli powstającą m.in. przy spalaniu węgla substancję o udowodnionym działaniu kancerogennym.
"Z najnowszej edycji raportu ‘Jakość powietrza w Europie’, opublikowanego 24 listopada br. przez Europejską Agencję Środowiska, wynika, że pod względem przekroczeń norm dla tych zanieczyszczeń zajmujemy czołową pozycję zarówno w Unii, jak i całej Europie. Niestety, jest też sporo przesłanek pozwalających przypuszczać, że ten sezon zimowy, zamiast przybliżyć nas do unijnych i światowych średnich, może nas od nich oddalić jeszcze bardziej. Z drugiej strony jednak aktywiści zaangażowani z walkę ze smogiem mówią o tym, że może to też być ostatni sezon grzewczy, do którego Polacy przygotowywali się, stawiając tak mocno na węgiel" - czytamy w gazecie.
"Rzeczpospolita" wskazuje, że Europejska Agencja Środowiska (European Environment Agency - EEA), przygotowując analizy stanu powietrza, bazuje na oficjalnych danych przekazywanych przez poszczególne kraje. "Znaleźć w nich można również informacje o wpływie smogu na zdrowie człowieka (w tym na liczbę przedwczesnych zgonów w poszczególnych krajach), jak i na stan środowiska. Raport analizuje stan powietrza w Europie w rozbiciu na różne rodzaje zanieczyszczeń i na kraje" - podkreśla dziennik.
Jak dodaje, dane i liczby dotyczące Polski są zatrważające. "Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę zanieczyszczenia uważane za najbardziej szkodliwe. Dla przykładu, w przypadku rakotwórczego benzo(a)pirenu unijna norma, której przekroczenie uznaje się za szkodliwe, to 1 ng/m sześc. (nanogram na metr sześcienny; średnia roczna). W 2020 r. w Polsce w dużej części miejscowości objętych pomiarami stężenie oscylowało w granicach 3-4 ng/m sześć" - czytamy.
Według dziennika sytuacja wygląda jeszcze poważniej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w porównaniu z najświeższymi wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), opublikowanymi w 2021 r. i bazującymi na najnowszych badaniach naukowych (poprzednie normy pochodziły z początku wieku), unijne średnie są sporo zawyżone. "W przypadku benzo(a)pirenu wynoszą 1 ng/m sześć. (nanogramy na metr sześcienny). Według WHO szkodliwy dla zdrowia jest już poziom 0,12. W przypadku pyłów PM2.5 średnia roczna przyjęta w UE to 25 mikrogramów na metr sześcienny. Najnowsze wytyczne WHO mówią o 5 mikrogramach" - zauważa "Rz".
Podkreśla, że UE przymierza się już do zmiany przepisów. "W październiku br. Komisja Europejska opublikowała propozycje rewizji dyrektywy w sprawie jakości powietrza. Nie tylko uwzględniają one nowe, bardziej rygorystyczne normy, ale również przewidują możliwość dochodzenia przez obywateli odszkodowań za uszczerbek na zdrowiu spowodowany zanieczyszczeniem powietrza" - zaznacza "Rz".
Zwraca uwagę, że liczba doniesień mówiących o szkodliwym wpływie smogu na nasze organizmy jest coraz większa. "Dziś mówi się już nie tylko o układzie oddechowym czy sercu i układzie krwionośnym. Pojawiają się badania łączące smog z występowaniem chorób neurologicznych, a nawet chorób psychicznych. Podobnie w przypadku nowotworów. Coraz więcej wyników badań pozwala przypuszczać, że zanieczyszczone powietrze przyczynia się nie tylko do rozwoju raka płuc. Mówi się też o raku prostaty, piersi czy guzach mózgu" - czytamy.
Dziennik podkreśla, że w ostatnich latach Europejska Agencja Środowiska szacowała, że w Polsce smog powoduje ok. 45 tys. zgonów rocznie (są też szacunki 36,5 tys., jak i 100 tys.). "Jeśli zajrzymy do jej ostatniego raportu, do danych nt. liczby nadmiarowych zgonów spowodowanych przez różne rodzaje zanieczyszczeń, widzimy, że sam pył zawieszony PM2.5 wywołał w Polsce w 2020 r. ponad 36 tys. nadmiarowych zgonów" - pisze "Rzeczpospolita".
Wskazuje, że w całej UE wyprzedzają nas pod tym względem tylko Włochy, przy czym tam na niekorzystny poziom stężenia tego pyłu wpływ ma specyficzne położenie geograficzne jednego z regionów w północnej części tego kraju. "Jeśli zaś przeliczymy liczbę przedwczesnych zgonów na liczbę mieszkańców, wskaźnik ten w przypadku Polski będzie bardziej niekorzystny" - dodaje "Rz".
Dziennik zauważa, że kryzys energetyczny może sprawić, że nasze działania, choć i tak szły opornie, staną w miejscu albo nawet się cofniemy. Gazeta powołuje się na Piotra Siergieja, rzecznika Polskiego Alarmu Smogowego, który podaje tu zarówno przykłady decyzji rządu (obniżenie norm jakości węgla), jak i samorządów (np. przesunięcie wejścia w życie uchwały smogowej w woj. łódzkim i małopolskim).
"Rz" dodaje, że są jednak także pozytywne przykłady. "W woj. mazowieckim kryzys energetyczny wywołał przeciwny efekt. Terminy wejścia w życie zakazu używania kopciuchów zostały podtrzymane" - mówi, cytowany przez dziennik Siergiej. Jego zdaniem po tym sezonie grzewczym może się okazać, że z powodów ekonomicznych Polacy zaczną sami odchodzić od węgla. "Do tej pory ludzie, którzy mieli kopciuchy, uważali je za najtańsze źródło ciepła. W tej chwili jednak, zważywszy na ceny węgla i wydajność starych pieców, są one najdroższym źródłem ogrzewania. Nawet jeśli uwzględnimy rządowe dopłaty" - dodaje rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego.