Już ponad tysiąc kilometrów wędrówki ma za sobą Mateusza Waligóra, który od kilkudziesięciu dni idzie przez Antarktydę i zmierza na biegun południowy. Do celu pozostało mu około 195 kilometrów. "Wydawać się może, że to już niedaleko, ale ja staram się nie ulegać tej wizji, by nie stracić czujności i nie popełnić żadnego błędu. Jestem skupiony na tym, aby robić wszystko zgodnie z planem. Pozostało mi około 13 pakietów żywności, czyli 13 pełnych dni. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, nagłe kilkudniowe załamanie pogody albo mój organizm nie odmówi posłuszeństwa, to jestem dobrej myśli" - opowiada Waligóra w specjalnym łączeniu z Antarktydy z RMF FM. Podróżnik porusza się na nartach. Idzie na biegun samotnie, bez wsparcia z zewnątrz, ciągnąc cały ekwipunek na saniach. Do celu może dotrzeć w okolicach 17 stycznia.
20 ostatni dni spędziłem na nartach. Był to dla mnie bardzo intensywny okres, bez ani jednego dnia odpoczynku. Przekroczyłem już 88. stopień szerokości geograficznej południowej. Do bieguna pozostało mi około 195 kilometrów. Wydawać się może, że to już ostatnia prosta, natomiast ostatnie proste często nie bywają łatwe. Tak jest też teraz. Jestem już na wysokości 2600 metrów nad poziomem morza na płaskowyżu antarktycznym, a panujące tutaj warunki są najtrudniejsze na całej trasie. Niestabilna pogoda, opady śniegu, huraganowy wiatr i dziś temperatura odczuwalna ma spaść do minus 40 stopni Celsjusza. Z tego powodu postanowiłem zrobić jeden dzień przerwy - relacjonuje Waligóra w łączeniu z dziennikarzem RMF FM Michałem Rodakiem.
Wydawać się może, że to już niedaleko, ale ja staram się nie ulegać tej wizji, by nie stracić czujności i nie popełnić żadnego błędu. Jestem skupiony na tym, aby robić wszystko zgodnie z planem. Pozostało mi około 13 pakietów żywności, czyli 13 pełnych dni. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, nagłe kilkudniowe załamanie pogody albo mój organizm nie odmówi posłuszeństwa, to jestem dobrej myśli. Na szczęście za sobą mam już najtrudniejszy etap wędrówki. 87. stopień był pełen zastrug, czyli takich lodowych formacji i szczelin. Teraz droga do celu powinna być już bezpieczniejsza. Myślę, że mogę dotrzeć do celu w okolicach 17 stycznia, ale staram się na razie o tym nie myśleć - zaznacza.
Biegun znajduje się na wysokości przekraczającej 2800 metrów nad poziomem morza, ale ze względu na bliskość bieguna i niższe ciśnienie atmosferyczne ta wysokość jest tutaj odczuwalna zdecydowanie bardziej - na biegunie nawet około 4500 metrów nad poziomem morza. Szarpiąc się przez zastrugi, często brakowało mi więc oddechu. To powietrze jest tutaj uboższe w tlen. Muszę podejść jeszcze około 200 metrów, natomiast wysokość ta przełożona na 200 kilometrów odległości nie będzie mi się już dawała mocno we znaki. Będę czuł, że idę już prawie po płaskim, choć pod górkę - przewiduje Waligóra.
Obecnie idę codziennie około 25-28 kilometrów. Już dawno nadrobiłem te braki z początku wyprawy. Po Antarktydzie krążą słuchy, że jest to najtrudniejszy sezon od dekady. Z tego powodu początek był taki powolny i trudny. Przyznam szczerze, że w pierwszych tygodniach nie byłem pewien, czy uda mi się dojść aż tutaj. Musiałem podjąć bardzo trudną decyzję, która sprawiła, że moje dni wydłużyły się do 12 godzin każdego dnia spędzanego na nartach. To przyniosło spodziewany efekt, ale niestety mój organizm ze względu na tak intensywną wyprawę jest już dosyć mocno wyczerpany - przyznaje podróżnik.
Relacji z tej wyprawy możecie słuchać w Faktach RMF FM i naszym radiu internetowym RMF24.