Problem z wolnymi łóżkami w warszawskich szpitalach dla dzieci. Jak ustalił reporter RMF FM Mateusz Wróbel, brakuje aż stu łóżek, a izby przyjęć pękają w szwach. Lekarze ostrzegają, że w weekend może być jeszcze gorzej.
Na parkingu przy szpitalu pediatrycznym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego nie ma już wolnych miejsc. Mali pacjenci się niecierpliwią, a rodzicie mogą tylko – czasem bardzo długo – czekać na swoją kolej. W poradni bywa różnie, czasami jestem przyjmowany o czasie, a czasami z dwugodzinnym opóźnieniem - mówi jeden z rodziców naszemu reporterowi:
Ponieważ brakuje łóżek pediatrycznych, brakuje ich też w klinikach specjalistycznych – wyjaśnia dyrektor szpitala Marta Kuczapska:
Braki powoduje fakt, że dziennie w szpitalu jest ponad setka dzieci, z czego kilkanaścioro przyjmowanych jest tylko do tej placówki. A od kilku dni na tak zwane dostawki łóżek nie ma co liczyć.
Jak tłumaczą sytuację warszawscy urzędnicy? Miasto nie przewidziało po prostu tak wielkiego przyrostu naturalnego i migracyjnego. W ciągu trzech lat planuje natomiast zwiększyć liczbę łóżek niemal dwukrotnie. To jednak kropla w morzu potrzeb, bo większość stołecznych szpitali dziecięcych należy do Sejmiku Wojewódzkiego i Urzędu Marszałkowskiego, a te w ogóle nie zamierzają zwiększać liczby miejsc.
Profesor Andrzej Radzikowski, mazowiecki konsultant ds. pediatrii, jest tą sytuacją mocno zaniepokojony. Sytuacja jest bardzo trudna, a w niektórych szpitalach dramatyczna - mówi.
Mimo dobrych chęci stołecznych urzędników rozbudowa szpitala przy ulicy Madalińskiego nie wystarczy. Potrzeba jeszcze 2-3 takich szpitali - alarmuje profesor Radzikowski:
Ale to dane na dzisiaj, bo z roku na rok miejsc dla dzieci w stołecznych szpitalach potrzeba coraz więcej.