Helsińska Fundacja Praw Człowieka bada sprawę śmierci więźnia w zakładzie karnym w Wołowie na Dolnym Śląsku. 31-letni mężczyzna zakrztusił się jedzeniem w celi. Zdaniem rodziny pomoc przyszła za późno - strażnicy więzienni mieli nie udzielić pierwszej pomocy, a karetka pogotowia miała przyjechać dopiero po 20 minutach.
Sprawę wyjaśnia także wołowska prokuratura. Jednak już teraz wiadomo, że na odpowiedź o to, kto zawinił, trzeba będzie czekać miesiącami. Najważniejsza opinia z Zakładu Medycyny Sądowej, która dotyczy wyników sekcji zwłok, dotrze do śledczych najwcześniej za pół roku. Do tego czasu prokuratorzy będą prowadzili postępowanie w sprawie, a nie przeciwko konkretnym osobom.
Więzienni strażnicy, którzy są oskarżani przez rodzinę więźnia o nieudzielenie pierwszej pomocy, zostali przesłuchani i nadal pracują w zakładzie karnym. Rzecznik więzienia powiedział w rozmowie z dziennikarką RMF FM, że nie było potrzeby zawieszania ich w obowiązkach.
Do ministra sprawiedliwości trafiła już prośba Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka o szczególny nadzór nad wyjaśnieniem tragedii w zakładzie karnym w Wołowie. Chodzi przede wszystkim o sprawdzenie, czy strażnicy nie złamali procedur dotyczących udzielania więźniom pierwszej pomocy.