"Wybrali złą drogę. Tylko że tego nie mogli wiedzieć. Szli do wyjścia, a w kierunku przeciwnym, dalej na południe, zniszczenia były mniejsze. Tam by nie mieli prawie wcale metanu. Tam był tlen, woda" – powiedział o górnikach, którzy zginęli po wstrząsie w kopalni "Wujek Ruch Śląsk" Piotr Obłój, ratownik górniczy. To jego zastęp w poniedziałkowy wieczór odnalazł ciała poszukiwanych. Na razie nie wiadomo jeszcze, kiedy będzie można wydobyć je na powierzchnie.
Ratownik opowiedział o kulisach akcji w rozmowie opublikowanej na stronie Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia. Podkreślił, że szukając ratunku, górnicy uwięzieni pod ziemią działali prawidłowo. Nie mogli jednak przewidzieć tego, jaki jest zasięg zniszczeń spowodowanych przez wstrząs.
Postąpili logicznie, bo kto będzie szedł w kierunku, z którego był wstrząs. Uciekali przez ścianę do wyjścia. Nikt by nawet nie pomyślał, że to może mieć aż taki zasięg - stwierdził Obłój. Doszli do miejsca, gdzie nie dało się przejść. Może już nie mieli siły, doszedł metan, ubyło tlenu, stracili przytomność... - opowiadał. Tragicznie się to wszystko skończyło. Tyle dobrze że ich znaleźliśmy, że wreszcie to się zamyka... - podkreślił.
Pytany o to, co było najważniejsze w akcji ratowników, Obłój odpowiedział jednoznacznie: To że doszliśmy do nich, że ich znaleźliśmy. Że wszyscy ratownicy wyszli żywi i cali. Żadnemu nic się nie stało. Dla nas to to są sprawy najważniejsze.
Ciała dwóch górników znaleziono w poniedziałek po godzinie 20. Trwająca blisko dwa miesiące akcje była efektem wstrząsu w tzw. ruchu Śląsk - części kopalni Wujek znajdującej się w Rudzie Śląskiej. Był on skutkiem odprężenia górotworu na głębokości ok. 1050 m.
(mn)