Jeszcze niedawno eksperci chórem zapewniali cię, że nasza waluta wkrótce zacznie zyskiwać? Mogli cię wprowadzić w błąd – pisze „Puls Biznesu”.
Ostatnie tygodnie odwróciły o 180 stopni prognozy dla rynku walutowego. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku ekonomiści niemal jednogłośnie twierdzili, że najpóźniej w połowie 2009 r. złoty zacznie się trwale umacniać. Cena euro miała spaść do 3,6-3,9 zł. Hasło „to dobry moment na kredyty we frankach” stało się bardzo popularne. Tymczasem parę dni później zaczął się 30-dniowy rajd, w którym złoty stracił do euro kolejne 70 gr. Dlatego dziś coraz więcej ekonomistów nie wierzy w nadchodzące umocnienie naszej waluty.
Dwa tygodnie temu, kiedy robiliśmy ankietę na temat ceny euro na koniec 2009 r., na dziesięciu ankietowanych tylko Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku, w bazowym scenariuszu zakładał, że do końca roku złoty nie zacznie znacząco zyskiwać. Pozostała dziewiątka spodziewała się umocnienia. Mediana prognoz na koniec 2009 r. wynosiła 3,90 zł za euro, co oznaczało umocnienie o 50 gr. Dziś ekonomistów niedowierzających, że w 2009 r. siła złotemu wróci, jest znacznie więcej. Mediana rynkowych prognoz na koniec roku wynosi już 4,40 zł. Prognoza Jakuba Borowskiego jest bliska temu scenariuszowi.
Już od kilku tygodni widać, że nie ma zbyt wielu argumentów, które mogłyby świadczyć o zbliżającym się umocnieniu złotego. Pojawiają się natomiast kolejne czynniki osłabiające naszą walutę – mówi ekonomista Invest Banku. Według Tomasza Kaczora, głównego ekonomisty BGK, głębsze umocnienie złotego to raczej perspektywa roku przyszłego niż obecnego. Być może pod koniec 2009 r. pokaże się światełko w tunelu i nasza waluta zacznie odrabiać straty, ale będzie to umacnianie bardzo mozolne i niewielkie. Do tego czasu spodziewam się natomiast dalszego osłabiania. Możemy nawet testować rekordowe historycznie poziomy, czyli około 4,90 zł za euro – mówi Tomasz Kaczor.