"Widziałem, jak Mateusz biegł do bramy, w której zauważył napastników. To były 3-4 sekundy. Został wypchnięty przez jednego z tych sprawców i w tym momencie zauważyłem takie ruchy uderzające. Myślałem, że biją się. Po prostu zaczęła się szarpanina. A to były już ciosy zadawane nożem" - tak niedawne tragiczne wydarzenia na ul. Piotrkowskiej w Łodzi opisuje pan Paweł Żak, taksówkarz. 20-letni Mateusz zginął, bo stanął w obronie swojej koleżanki. Napastnik zadał mu jedenaście ciosów nożem.
Agnieszka Wyderka: Pan pamięta wszystko z tego feralnego, dramatycznego wieczoru?
Pan Paweł Żak: Tak, oczywiście. O godzinie 2:41 byłem na Piotrkowskiej 96, przy 6 Sierpnia. Kolega stał z drugiej strony ulicy, czekaliśmy na zlecenie. W pewnym momencie do kolegi przybiegł pan z taką młodą dziewczyną i powiedział, że potrzebuje, żeby zadzwonić na policję, że ta panienka została pobita. W pewnym momencie zauważył (sprawców - przyp. red. RMF FM) kątem oka na Piotrkowskiej 67 - to jest dawne kino Polonia. Ruszył biegiem, kazał tej dziewczynce, tej panience zostać. Widziałem, jak biegł do tej bramy. To były trzy, cztery sekundy. Został wypchnięty przez jednego z tych sprawców - jak się okazało potem - i w tym momencie zauważyłem takie ruchy uderzające. Myślałem, że biją się. Po prostu zaczęła się szarpanina. A to były już ciosy zadawane nożem.
Gdzieś tak na wysokości szóstego, siódmego ciosu zaczął się odwracać w moim kierunku. Z drugiej strony stała właśnie ta panienka, która też widziała to wszystko. Ona ruszyła biegiem w jego kierunku, a ci sprawcy - widząc, że ja też biegnę - zaczęli się lekko wycofywać, nie udzielając żadnej pomocy.
Jak dobiegłem, to koleżanka Mateusza po prostu rzuciła się na niego, ratować go. W tym momencie ja dotknąłem pulsu, ten puls oczywiście czułem, bo on oddychał normalnie. Zaczęła go reanimować, ja z boku też starałem się do ręki dotknąć i sprawdzić, ponieważ trochę doświadczenia człowiekowi po tylu latach na karetkach, na "erkach", na "wypadkowych" zostało.
Ten obraz, który mi zostaje w tej chwili - przecięta twarz i wielokrotne ukłucia nożem - to jest przerażające dla zwykłego człowieka... Chociaż ja tyle lat pracowałem dla mnie to też jest przerażające... Coś takiego nie powinno w ogóle zaistnieć.
Dzwoniłem na linię 112. Powiedzieli, że jadą karetki, jedzie policja. To dosyć długo trwało, według mnie. No i w pewnym momencie wyczułem, że już pulsu nie ma, że już odchodzi ten młody człowiek. Otworzyłem gałki oczne i w tym momencie nadjechała policja. Pięciu policjantów i mówi jeden do drugiego: Apteczkę weź.
Ja z sercem chciałem go uratować. Mam takie wyrzuty w sobie, że się nie udało. Że się nie udało.
Jak pan radzi sobie z całą tą sytuacją? Bo to nie jest normalna rzecz zobaczyć, jak umiera człowiek.
Powiem tak: mam 59 lat, różne rzeczy widziałem, jeździłem na karetkach i wypadki były różnego rodzaju, ale coś takiego... W tej chwili jestem na lekach i muszę w najbliższym czasie udać się do psychologa, jestem umówiony, bo muszę to z siebie zrzucić.
Czy rodzina Mateusza próbowała się z panem skontaktować? Chociażby po to, żeby podziękować za to, że pan zareagował?
Ja tego nie oczekuję i nawet nie chciałbym teraz, bo to, co oni przeżywają... Ja im wszystkim współczuję. Byłem w niedzielę w kościele i modliłem się za Mateusza, modliłem się za jego duszę.
Niezależnie, czy jesteście wierzący, czy nie jesteście wierzący, ale jednoczmy się, bądźmy zawsze sobą i zawsze otwarci, niezależnie od poglądów zawsze powinniśmy się jednoczyć.
Coś takiego przeżyłem po tylu latach. Widok człowieka, który upada, który ginie na oczach moich... Proszę sobie wyobrazić: co się dzieje? To, co się ostatnio w Polsce dzieje, to jest przerażenie. Opanujmy się wszyscy i weźmy się w garść, naprawdę. To jest moja prośba: jako taksówkarz z Łodzi proszę was, młodzi, zróbcie coś, żeby to się więcej nie stało. Ten chłopak miał 20 lat. Każdego z nas mogłoby to spotkać.
Ale teraz się każdy boi. Ja wiem doskonale, że się boicie wyjść i zareagować, ja to widzę. Każdy jest zastraszony. Słuchajcie, kochani, naprawdę musicie się wszyscy pozbierać. Musi wrócić ten czas odwagi i jak coś się takiego dzieje, trzeba się wspólnie zjednoczyć i zacząć coś działać.
Myśli pan, że taki marsz przeciwko przemocy coś da?
Uważam, że na pewno da. Takie rzeczy powinno się częściej organizować i pokazywać, właśnie w obecności młodych ludzi.
Czyli młodzi ludzie powinni pana zdaniem przyjść, pokazać, że nie boją się bandziorów?
Nie bójcie się! Nie bójcie się, ruszcie po prostu wszyscy i pokażcie, na co was stać. Bo na dużo was stać. Jesteście młodzi, wspaniali. Jeżeli ja będę potrzebował pomocy, na pewno się do was zwrócę, bo wiem, że na pewno niejeden z was mi pomoże.
(edbie)