Dowódca Wojsk Lądowych generał Waldemar Skrzypczak "w związku z utratą zaufania do jego osoby przez szefa MON" oddał się do dyspozycji prezydenta. Oświadczenie tej treści jest już w posiadaniu szefa Sztabu Generalnego. Dowódca Wojsk Lądowych tłumaczył się w poniedziałek swojemu przełożonemu Franciszkowi Gągorowi z publicznej krytyki wyposażenia przez MON polskich żołnierzy w Afganistanie.
Na razie nie wiadomo, kiedy pismo trafi do Kancelarii Prezydenta. Wojskowa procedura wymaga, aby tego typu pismo przeszło kilka szczebli – od Dowódcy Sił Lądowych, przez szefa Sztabu Generalnego, po prezydenta. Niemal pewne jest jednak, że generał Franciszek Gągor zanim przekaże pismo Lechowi Kaczyńskiemu, będzie chciał skonsultować się z ministrem obrony.
Sama treść komunikatu generała Skrzypaczka jest dość lakoniczna. Możemy w nim przeczytać, że oddaje się do dyspozycji prezydenta z powodu utraty braku zaufania przez Bogdana Klicha. Jest w nim także rzecz bardzo znamienna. Generał pozdrawia wszystkich żołnierzy wojsk lądowych w kraju i za granicą. Pisze, że jest z nich dumny i ma nadzieję, że dalej swoją służbą będą przynosić chwałę wojskom lądowym: Dowódca Wojsk Lądowych, pan generał broni Waldemar Skrzypczak zawsze stał za swoimi żołnierzami. Zawsze ich bezpieczeństwo leżało i leży mu na sercu - tłumaczy major Wojciech Kaliszczak z biura prasowego Dowództwa Sił Lądowych. Pytanie, czy taki argument przekona prezydenta?
Bogdan Klich podkreśla, że w przeszłości Waldemar Skrzypczak mógł wiele razy powiadomić go o swoich zastrzeżeniach, a tego nie zrobił. Nie podważam sensu cywilnej kontroli nad armią – odpowiada ministrowi obrony generał.
Generał jest w bardzo trudnym położeniu, bo minister obrony jest wyraźnie rozżalony. Co prawda jeszcze nie oznajmił, że stracił zaufanie do generała Skrzypczaka, ale na pewno stracił cierpliwość. Uważałem, że jest odpowiedzialnym oficerem i w tej chwili taki pasztet polegający na podważeniu zasady cywilnej kontroli nad wojskiem - mówi Bogdan Klich:
Po słowach krytyki Skrzypczaka, MON idzie cały czas w zaparte i powtarza, że w Afganistanie jest wystarczająca ilość sprzętu; przybyło rosomaków i granatników, wyposażenie stało się lepsze. To za urzędowania ministra Klicha w Afganistanie pojawiły się śmigłowce, których zazdrości nam wiele kontyngentów - przekonuje rzecznik resortu obrony Robert Rochowicz:
Sprzętu ma być jeszcze więcej, mogłoby się więc wydawać, że pretensje do MON-u są zupełnie bezzasadne. Dziwne jednak, że resort atakowany jest z dwóch stron, przez Dowódcę Wojsk Lądowych i przez premiera.
Nasz dziennikarz Grzegorz Jasiński podczas swojej niedawnej podróży do Afganistanu zauważa, oprócz braków sprzętowych, jeszcze jeden niepokojący sygnał. Posłuchaj jego relacji:
Dokładnie 15 lat temu - też był podobny bunt - była mowa o złamaniu cywilnej kontroli nad armią. Dzisiaj wojskowi nie potrzebowali – tak jak wtedy – najważniejszej osoby w państwie, by zacząć mówić o fatalnej sytuacji w polskim wojsku. Mało tego – zwierzchnik sił zbrojnych, prezydent Lech Kaczyński nadal nie zabrał w tej sprawie głosu. Pytanie, czy zbiera amunicję, czy boi się buntu wojskowych i kompromitacji polskich misji. To już pewne, że boi się rząd. Minister Klich traci grunt pod nogami i mówi o naruszaniu świętych zasad. To właśnie on na tym zamieszaniu może stracić najwięcej. O jego dymisji mówiło się już wiele razy, a dziś słowa Dowódcy Wojsk Lądowych mogą okazać się gwoździem do jego politycznej trumny. Premier Tusk próbuje sytuację ratować za pomocą PR – jedzie do Afganistanu, współczuje i jak zwykle obiecuje. Realnie to on sam zdecydował o cięciach w budżecie MON. Co dalej z polskimi misjami i kierownictwem resortu? Dużo zależy od wojskowych i od tego, czy odważą się mówić więcej. Jeśli tak, to kierownictwu MON nie pomoże nawet najlepszy PR.