Przed sądem w Bartoszycach (Warmińsko-mazurskie) rozpoczął się proces sołtysa Stanisława B., który jest obwiniony o brak nadzoru nad kotem. Według policji, właściciel zwierzęcia popełnił wykroczenie, bo jego kot "biegał luzem po drodze" przed domem.
Sołtys z Dzikowa Iławeckiego Stanisław B. został obwiniony przez policję o niezachowanie środków ostrożności przy trzymaniu kota. Sołtys uważa, że jest niewinny, więc odmówił przyjęcia 50 zł mandatu i tak sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Bartoszycach.
Proces w tej sprawie, w tle której jest konflikt sąsiedzki, rozpoczął się we wtorek. Stanisław B. nie przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia. Sąd tego dnia przesłuchał też jego żonę i dwóch funkcjonariuszy policji i odroczył sprawę do sierpnia.
Według policji, kot "biegał luzem po drodze" przed posesją sołtysa. Dlatego skierowała do sądu wniosek o ukaranie właściciela z art. 77 kodeksu wykroczeń, zgodnie z którym "kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 250 zł albo karze nagany".
Z akt sprawy wynika, że w marcu tego roku sołtys trzykrotnie w ciągu kilku dni zatelefonował na policję, prosząc o przysłanie patrolu z powodu psa sąsiadki, który biegał po wsi bez nadzoru. Według zeznających we wtorek w sądzie policjantów przy jednej z tych interwencji Stanisław B. poinformował ich, że pies gonił po wiejskiej drodze za jego kotem.
Funkcjonariusze - jak twierdzą - uznali wówczas, że skoro oba zwierzęta były luzem, to należy w ten sam sposób potraktować ich właścicieli. Jak mówili w sądzie, uprzedzili o tym sołtysa, który miał mówić, żeby "zapomnieli o kocie". Policjanci zastosowali jednak ten sam przepis wobec właścicielki psa i właściciela kota. Kobieta została ukarana mandatem. Sołtysa wezwano na komisariat i również zaproponowano mandat, ale go nie przyjął.
Zeznający na wtorkowej rozprawie funkcjonariusze nie pamiętali szczegółów interwencji. Przyznali, że był to pierwszy w ich dotychczasowej służbie przypadek, w którym mandat miał zostać nałożony na właściciela kota.
Sołtys przekonywał w sądzie, że policjanci kłamią. Tłumaczył, że pies sąsiadki rzeczywiście zaatakował jego kota. Nie było to jednak - jak podkreślał - na drodze, tylko przy wejściu do domu, na podwórku ogrodzonej posesji. Powtarzał, że nie rozumie dlaczego policja zamiast załatwić zgłoszenie o agresywnym psie, zajęła się jego kotem.
Przyznał natomiast, że kotu zdarza się wychodzić poza posesję. Jak mówił, nie można przecież trzymać go na smyczy, bo kot "ma swoje ścieżki" i chodzi za myszami. Zauważył, że we wsi jest kilkadziesiąt innych kotów i wszystkie zachowują się podobnie pod tym względem.
Zarówno Stanisław B. jak i jego żona podkreślali też, że ich kot jest spokojny i nigdy żaden z sąsiadów się nie skarżył.
Zdaniem obrońcy obwinionego mec. Patryka Czyżykowskiego, samo wychodzenie kota poza posesję bez nadzoru nie jest naruszeniem prawa. Jak mówił, właściciel mógłby odpowiadać za zachowanie swojego kota wyłącznie wtedy, gdyby zwierzę narażało kogoś na niebezpieczeństwo lub inne niedogodności. W przypadku, gdy kot chodzi sobie spokojnie luzem, nie możemy mówić o wykroczeniu z art. 77 kodeksu wykroczeń - ocenił.
Sąd na wniosek stron postanowił przesłuchać w tej sprawie kolejnych świadków i wystąpić do komendanta komisariatu w Górowie Iławeckim o udostępnienie służbowych notatek, które sporządzali policjanci podczas interwencji w Dzikowie. Rozprawa została odroczona do 17 sierpnia.
Po wtorkowej rozprawie sołtys Stanisław B. powiedział dziennikarzom, że postępowanie funkcjonariuszy w sprawie jego kota jest absurdalne i ośmiesza policję. Jak ocenił, policjanci z miejscowego komisariatu zachowali się "jak załoga 13. posterunku" z telewizyjnego serialu komediowego.
Zapewnił, że jest gotowy nawet na długotrwały proces dla udowodnienia swojej niewinności. Jak dodał, pomimo kłopotów, które go spotkały, nie tylko nie żałuje, że ma kota, ale nie wyklucza, że przygarnie następnego.
W ocenie oficera prasowego komendy powiatowej policji w Bartoszycach mł. asp. Łukasza Grabczaka, tłem interwencji w Dzikowie jest sąsiedzki spór pomiędzy sołtysem, a właścicielką psa. Jak mówił policjant, "ze względu na postawę stron konfliktu" nie udało się doprowadzić do porozumienia między nimi. Dlatego funkcjonariusze postanowili sprawę obu zwierząt i ich właścicieli "poddać pod ocenę sądu".
(ph)