Kilkanaście tysięcy kobiet w kraju od kilkunastu dni robi wszystko, by opóźnić poród - czytamy w "Rzeczpospolitej". Te z nich, które urodzą dziecko po 17 marca, będą miały bowiem prawo do rocznego - czyli dwukrotnie dłuższego niż obecnie - urlopu macierzyńskiego.
Mam wyznaczony termin porodu na 21 marca. Boję się, żeby nie było to wcześniej. Prawie cały czas leżę, a wszystkie prace domowe wykonuje mąż. Mam nadzieję, że uda nam się dotrwać - mówi jedna z przyszłych matek.
Podobną strategię przyjęły tysiące Polek. Wszystko dlatego, że wraz z końcem pierwszego kwartału (który przypada na 18 marca), zmieniają się przepisy. Kobiety, które urodzą w poniedziałek lub później będą mieć prawo do rocznego - czyli dwa razy dłuższego niż obecnie - urlopu macierzyńskiego.
Kobiety z wyznaczonym terminem porodu przed 17 marca robią więc wszystko, by urodzić jak najpóźniej. Niektóre pacjentki namawiają swoich lekarzy do przesunięcia terminu planowanego cesarskiego cięcia, które z reguły przeprowadza się w 39 tygodniu ciąży. Lekarze podkreślają, że jeśli matka próbuje opóźnić poród, jej stan powinien być cały czas monitorowany.
Mamy, które urodziły na początku tego roku, coraz mniej wierzą, że uda im się wywalczyć takie same przywileje na drodze prawnej. Tym bardziej, że stanowisko rządu w tej sprawie wydaje się ostateczne. Wśród przygotowanych przez nas zmian w projekcie nie ma mowy o rozszerzeniu grupy uprzywilejowanych na "matki I kwartału" - mówi Janusz Sejmej, rzecznik prasowy ministra pracy.