Pacjenci nie będą mieć żadnych kłopotów z dostępnością lekarstw - zapewnia ministerstwo zdrowia. Resort Ewy Kopacz odpowiada w ten sposób na zarzuty Polskiej Izby Farmaceutycznej, która poinformowała, że z winy ministerstwa zdrowia z polskich aptek może zniknąć od przyszłego roku nawet 70 procent medykamentów.
Ministerstwo zdrowia wydaje się całkowicie spokojne i pewne siebie. Resort daje pacjentom słowo honoru, że w przyszłym roku nie spotkają ich żadne problemy z dostępem do leków na receptę, bez recepty i refundowanych. Znakomita większość leków będzie nadal obecna na polskim rynku – zapewnia w rozmowie z reporterką RMF FM Kamilą Biedrzycką wiceminister zdrowia, Marek Twardowski:
Wydaje się więc, że pacjenci nie mają powodów do obaw. Jest oczywiste, że gdyby resort mijał się z prawdą, byłoby to politycznym samobójstwem nie tylko minister Ewy Kopacz, ale i całego rządu.
Burzę wywołały doniesienia Polskiej Izby Przemysłu Farmaceutycznego, która alarmowała, że resort Ewy Kopacz nie podpisał jeszcze nowych zezwoleń na produkcję leków. Stare zezwolenia stracą natomiast ważność 31 grudnia. W takiej sytuacji producenci nie będą mieli prawa wytwarzać lekarstw, a apteki - sprzedawać tych, które zalegają na półkach.
Zdaniem Polskiej Izby Przemysłu Farmaceutycznego, zabraknąć może wszystkich tych leków, które dostały pozwolenia za późno lub w ogóle ich nie dostały. Chodzi między innymi o lekarstwa o międzynarodowych nazwach, do których od Nowego Roku musi być dopisana jeszcze nazwa firmy. Wymaga to zmiany opakowań i ulotek, których nie można drukować bez wspomnianych pozwoleń. Dotyczy to np. popularnego paracetamolu - mówi prezes Polfarmedu Bernard Wilkosz:
Znaczną część leków zalegających w aptekach trzeba będzie wycofywać z rynku i utylizować – mówi Dariusz Nowicki: Te leki, które są w magazynach, nie będą już mogły być sprzedawane hurtownikom. Hurtownicy będą aptekarzom sprzedawać tylko to, co mają w swoich magazynach. Bo w magazynach można trzymać tylko lekarstwa z pozwoleniem.