Proceduralny pat i puste konta rady naukowców opiniujących leki. Ciągle nie ma porozumienia między ministrem zdrowia a ministrem finansów w sprawie wypłat dla profesorów, którzy kwalifikują leki do refundacji. A Rada Przejrzystości od lutego pracuje za darmo.
Minister finansów cały czas nie chce się zgodzić na stawki zaproponowane Radzie Przejrzystości. Procedura jest o tyle skomplikowana, że musi on nie tylko podpisać się pod dokumentem autorstwa ministra zdrowia, ale też wydać swoje drugie rozporządzenie. Jacek Rostowski nie chce tego zrobić, bo uważa, że Bartosz Arłukowicz chce płacić członkom rady zbyt dużo.
Przypomnijmy: to 3 tysiące dla przewodniczącego, 2,7 tysiąca złotych dla wiceprzewodniczącego i 2,5 tysiąca złotych dla każdego z członków rady za jedno spotkanie.Trwające tydzień negocjacje między ministerstwami nic nie dały. Urzędnicy przerzucają się więc papierami i argumentami, a profesorowie czekają na pieniądze. I powoli tracą cierpliwość. Dali ministrom do końca tygodnia czas na dogadanie się. Na razie wstrzymują się z decyzją o rezygnacji. Choć czują się oszukani. Ministerstwo Zdrowia zaproponowało im pracę za konkretne wynagrodzenie, którego w tej chwili nie jest w stanie wypłacić.
Rada Przejrzystości ocenia między innymi skuteczność leku i decyduje, która grupa pacjentów może liczyć na zniżkę. Rezygnacja kilku członków tego gremium będzie oznaczała paraliż decyzyjny i np. brak nowych leków na kolejnej liście refundacyjnej. Już teraz Rada pracuje w niepełnym składzie. Trzy miesiące temu zrezygnował jeden z jej członków i nadal nie udało się znaleźć jego następcy. Rezygnacja kolejnych może oznaczać brak kworum i w konsekwencji zablokowanie prac - mówi szef Rady prof. Tomasz Pasierski.